poniedziałek, 28 lipca 2014

7.Rozdział

Hej, Hello!
Wiecie, co? Ja to jestem w ciężkim szoku. 200 odsłon przy jednym rozdziale? Nie mogłam przejść obok tego obojętnie, choć nie pamiętam kiedy ostatnio dotknęłam klawiatury.
Ciekawa jednak jestem, czy ktoś tu jeszcze zagląda :D
Zatem dajcie znać :D
Pozdrawiam,
Rouse.


Nienawidziła rano wstawać. Naprawdę, to było coś strasznego. Zawsze nastawiała zegarek pół godziny wcześniej, żeby się nie spóźnić. Podniosła swoje cztery litery i ruszyła do łazienki. Po porannej toaletce, była już trochę żywsza i mogła stawić czoła dzisiejszym wyzwaniom. Jedno właśnie zapukało jej do drzwi. Z westchnieniem ruszyła, by otworzyć i nawet nie patrząc, kto ją odwiedził ruszyła z powrotem do kuchni. Tam zaczęła szukać swojej ulubionej herbaty. Po chwili usłyszała, że w pomieszczeniu nie jest sama o wyjątkowo bezczelny głos poprosił ją o kawę.

- Niech Ci będzie…- Miała zareagować inaczej. Chciała się na niego wydrzeć. Jednak nie miała na to siły, ani ochoty. W ciszy przygotowywała napoje. Po chwile obydwoje usłyszeli, że ktoś otwiera drzwi, a po chwili na środku kuchni stała kopia przystojnego mężczyzny, który siedział na blacie szafki. Przedstawiał on całym sobą obraz nędzy i rozpaczy. Podbite oko, na ciele miał jakieś dziwne czerwone plamy, a miejscami zielono filetowe sińce. Hermiona, gdy tylko się odwróciła i zobaczyła syna, upuściła cukierniczkę, która się widowiskowo rozbiła.

- W coś ty się znowu wpakował! Nie minął nawet jeszcze tydzień, a ty sprawiasz mi kłopoty! Eryk!- Chłopiec posłał mamie spojrzenie nieszczęśliwego spaniela i przemówił skruszonym głosikiem.

- Czyli nie muszę iść dzisiaj na lekcję?- Draco obserwując malca mało, co nie pęknął z dumy. Na jego usta wypłynął leniwy uśmiech i zeskoczył z blatu. Spokojnie podszedł do syna i potargał mu włosy ręką.

- Eliksiry?- Blondynek spojrzał zdziwiony na drugiego z rodzicieli. Po chwili ze zrezygnowaniem pokręcił głową.

- Na pierwszej lekcji…- Odparł i spojrzał na mamę, która teraz założyła ręce pod boki patrzyła na niego „tym” wzrokiem, którego poniekąd się bał. Bo mama i tak mu nic nie zrobi… Chyba. Draco kilka razy machnął ręką i Eryk wyglądał normalnie, po czym posłał mu takie spojrzenie, że aż się skulił.

- No już szoruj na lekcje.- Jego surowy ton zdziwił nawet jego, po czym dodał znacznie ciszej tak, by Hermiona „nie usłyszała”. - Snape’a i tak dzisiaj nie będzie na twojej lekcji.

- Mamo, tato… To ja już może sobie pójdę? Wiecie, mam eliksiry za 10 minut!- I już go nie było! Hermiona jeszcze przez chwilę patrzyła w puste miejsce, gdzie przed chwilą stał jej syn. Z amoku wyrwał ją odgłos gotującej się wody. Lecz nawet z tego Malfoy ją wyręczył. Po czym „klapnął” na krzesło obok stolika i pokazał jej miejsce naprzeciwko siebie. Posłuchała go.

- Czasami się zastanawiam, czy ja sobie z nim radzę.- Westchnęła cicho, a dopiero po chwili zrozumiała, co i do kogo powiedziała.- Mmm.. Przepraszam, nie było tematu...- Jednak mężczyzna pokręcił głową i wziął łyk parującego napoju.

-Żadne „koniec tematu”. Bardzo dobrze ci idzie. – Hermiona spojrzała na niego zaskoczona, a Draco, żeby podtrzymać image złośliwego, jakby nie patrzeć, ślizgona dodał.- Jak na rozkojarzoną gryfonkę dobrze ci idzie…- Kobieta uśmiechnęła się lekko, mimo upływających lat nie zmienił się nawet o knuta. No, może z wyjątkiem tego, że wydoroślał. Wyprzystojniał… Oj nie, nie… To zdecydowanie zły tok myślenia. Wolała szybko zmienić temat.

- Czekaj moment… Jak to nie będzie Snape’a na zajęciach Eryka?

- Normalnie. Mamy zebranie, co przypomina mi, dlaczego cię odwiedziłem. – Przez twarz Hermiony przebiegł cień rozczarowania, co nie umknęło Draconowi. W myślach uśmiechnął się szatańsko do siebie, od razu wiedział, że nie jest na przegranej pozycji. Tak naprawdę nigdy nie był, ale pomińmy ten szczegół.- Dopij herbaty i możemy iść.- Hermiona jednak pokręciła przecząco głową i spojrzała mu w oczy.

- A dlaczego nie zostałam prędzej powiadomiona? Przecież równie dobrze mogli do mnie wysłać chociażby sowę!

- Dlatego, że sam osobiście zadeklarowałem się powiadomić cię o tym spotkaniu.

-Dlaczego?- Och, jak ona dociekała! To mu przypominało, że była  nieodzowną gryfonką. I co powiedzieć jej prawdę? Powiedzieć jej te słowa, które spędzały mu sen z powiek. Wyznać jej to, czego starał się wypierać od ich ostatniego spotkania? Dać spokój umęczonej duszy i w końcu zasmakować szczęścia? Przecież miał do tego prawo i nawet teraz okoliczności mu sprzyjały. Poddać się sercu i…

- Wiesz Granger, chciałem,… Ja myślałem… Znaczy miałem nadzieję…
OCH BZDURY! Romanse, romanse, bo się popłaczę! Był pieprzonym ślizgonem i to jest główny powód do tego, by siedzieć cicho! O tak, sprawi, że to ona będzie za nim skamlała. Właśnie tak!

- Malfoy wysłów się!

- Miałem nadzieję zobaczyć cię w bardziej ciekawszym stroju. Znaczy… Pamiętam, że lubowałaś w bardziej sublimowanym ubraniu.- Jego twarz przyozdobił uśmiech pełen ironii. Kobieta fuknęła wściekle i odsunęła krzesło od stołu.

- MALFOY!- Warknęła, a jego ślizgońska część duszy zatańczyła kankana. Jak on ją taką uwielbiał. Właśnie taką najbardziej ją ko… Yhmy… Pożądał. Właśnie taką ją pożądał.

- Och, cicho. Chciałaś wiedzieć to proszę bardzo! A teraz, choć, bo się spóźnimy.- I pociągnął ją za rękę i po chwili byli w drodze do gabinetu dyrektora.

~~*~~
W gabinecie dyrektora było całe grono pedagogiczne. Przez chwilę czekali na Pomonę i Severusa. Dumbledore obrzucił wszystkich zebranych i obdarował każdego z osobna uśmiechem dobrotliwego staruszka.

- Dropsa?- Wszystkim na usta wypłynął uśmiech, oczywiście prócz Snape’a, który warknął cicho.

- Udław się nimi ty głupi starcze.- Miauknął pod nosem, a ci, którzy byli w stanie to usłyszeć zachichotali wesoło.

- Mówiłeś coś, Severusie?

- Smacznego.- Powiedział nad wyraz delikatnie Mistrz Eliksirów i zarzucił swymi nieśmiertelnymi szatami.

- No nic, skoro nikt nie chce moich dropsów, przejdźmy do rzeczy. Nie wiem, czy ustaliliście między sobą dyżury, ale byłbym wam za to wdzięczny. Wczoraj mieliśmy dosyć nieprzyjemny incydent, o czym przekonali się już pani Granger i pan Malfoy.

- Ten incydent, jak to nazwałeś, Albusie, nie będzie mile widziany! Malfoy i Granger nie mają wykupionego żadnego monopolu na narażanie mojego zdrowia i życia, bez względu jak długo będą przedłużać swoją linię produktywną!- Snape pociemniał na twarzy, a większość zebranych dusiła się ze śmiechu. Walkę podjął Draco, jako chrześniak, wiedział, że wujek głośno szczeka, ale nie gryzie.

- Znaczy nie chciałbym przerywać…

-Więc tego nie rób..- Syknął, a Lupin dodał cichutko do Minerwy. „Wiedziałem, że on ma coś z węża”. Sam zainteresowany niestety to usłyszał i oczywiście nie mógł tego przepuścić.

- Lupin, kundelku, trzymaj się ode mnie z daleka, bo nie mam ochoty zarazić się wścieklizną.

-Wracając.- Przypominał o sobie Draco.- Nie przypominam sobie, żebyśmy mieli wykupiony monopol, drogi wujku… Zważając na te wszystkie szlabany, na które skazywałeś mnie z Granger…

- Może i to był błąd, patrząc na to, co… Yhmy… spłodziliście.
Na ten przytyk nawet sam Dumbledore się uśmiechnął,  ale jak na przykładnego dyrektora musiał to przerwać.

- Rozumiem Severusie twoje zbulwersowanie, ale spokojnie. Zdaję sobie sprawę, że musi cię to bardzo denerwować, ale mam znacznie ważniejsze sprawy do omówienia.- Snape z niezadowoloną miną usadził swój szanowany tyłek na krześle i z naburmuszony słuchał dalej.- Wszyscy wiemy, że pan Malfoy i pani Granger są inteligentnymi ludźmi i mocno uzdolnionymi w czarach. Dlatego mam dla nich zadanie. Ktoś za to musi przejąć nauczanie panny Granger. Ja mogę przejąć klasy 1-3. A kto przejmie starsze?- Przez chwilę nikt się nie odzywał po czym zgłosił się Lupin.

- Może Tonks mogłaby nauczać. Siedzi w domu i się nudzi. Cały czas powtarza,że tęskni za Hogwartem…

- Och, no przecież, potrzeba nam tu schroniska…- Warknął Snape, ale zostało to zbagatelizowane. Albus klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko.

- Ja nie ma nic przeciwko.

- Jasne, że nie!- Severus musiał dodać swoje trzy grosze i zasłużył sobie na zdenerwowane spojrzenie dyrektora.

- Ale dlaczego ja nie mogłam prowadzić swoich lekcji?

- Dlatego was tu wezwałem. Słuchajcie mnie wszyscy bardzo uważnie, bo nie będę powtarzać.- Warknął , a Hermiona pierwszy raz w życiu usłyszała w glosie tego staruszka stalowe nutki.- Bardzo dawno temu, zanim jeszcze powstał Hogwart było czterech założycieli i każdy z was zna tą historię. I tak oto po długich debatach powstał zamek, ale nie domy. Dopiero po kilkunastu latach zostały utworzone przedziały. Każdy dom miał swój kamień. Slytherin- srebrny, Gryffindor- złoty. Revenclaw- niebieski. Hufflepuf- pomarańczowy. Mam tylko dwa z nich. Brakuje mi złotego i srebrnego. I to jest zadanie dla was Hermiono i Draconie. Cofniecie się w czasie i odnajdziecie dla mnie te dwa kamienie. Macie wolną rękę, nie obchodzi mnie jak to zrobicie. Macie mi to dostarczyć. Dlatego wtajemniczone jest cale grono. Wszyscy wszystko wiedzą, ale trzymają to w tajemnicy. Czy wszystko jasne?

- NIE!- Hermiona wyglądała na przerażoną.- Po tysiąckroć NIE. Wiesz czym to grozi! Mogę stracić wszystko! Mogę stracić syna!- Kobieta przedstawiała istny obraz furii.

- Oczywiście, że nie. Wszystko będzie na swoim miejscu. O opiekę, na małym zleciłem panu Zabiniemu. Proszę spokojnie do tego podejść, a wszystko będzie dobrze. Macie tydzień na przyswojenie sobie istotnych informacji. A teraz dowidzenia!
Gdy pokój już był pusty, pozwolił sobie na chwilę zwątpienia. Została tylko Minerwa, Która wywiercała mu dziurę w płaszczu.

- Wiesz doskonale, Albusie, że ona miała rację, prawda?

- Tak moja droga, wiem.

- To, dlaczego ich na to narażasz?- Zapytała z wyraźnym śladem paniki. Dyrektor sięgnął po szkatułę i otworzył ją pokazując dwa kamienie.


-, Bo brakuje mi akurat tych dwóch kamieni do kolekcji. Przecież wiesz, że jestem typem kolekcjonera. 

sobota, 8 marca 2014

Zapraszam na moment..

Nie wiem, co tu Wam napisać. Pewnie pomyślicie sobie, to po, co w ogóle to robię. Ale prawda jest taka moi Drodzy, że nie jestem w stanie skończyć tego opowiadania. Zawiodłam i to po całej lini. Nie mam absolutnie nic na swoje usprawiedliwienie. Jednak  nie mogę pozwolić na to, byście się męczyli czekając na kolejny rozdział, kiedy ja siedzę przed ekranem laptopa i nie mam zielonego pojęcia co mam napisać. Potrafię siedzieć trzy godziny, po czym wszystko co napisałam przez ten czas kasuję, bo wiem, że to nie ma sensu. A bynajmniej takiego jaki bym chciała uzyskać. Nie chcę pisać Wam kolejnego "Przepraszam, zawiodłam", bo nie chcę dawać mi i Wam złudnego nadzieja, że coś z tego będzie.

Nie potrafię, nie daje rady... Brzmi to żałośnie i możecie mi zarzucić, że się nad sobą użalam i macie rację! A wiecie co jest najgorsze? Że ja doskonale wiedziałam, co chcę zrobić z tym opowiadaniem. Miało być inne niż dotychczas czytałam, bo miało być prosto z serca. Gorzko słodka komedia z tragicznymi akcentami... Tak to miało wyglądać, a wygląda gorzej niż żałośnie. Dlatego podjęłam taką a nie inną decyzję.

Natomiast, usuwam bloga. Moi Drodzy.

Ironia losu, co? Jednego nie dokończyłam, a drugiego usuwam... Pewnie teraz myślicie sobie, ze taka osoba nie ma prawa pisać, a później tego zabierać. Może macie rację.
Ale nie potrafię dłużej tego ciągnąć, jest mi z tym cholernie ciężko i mam ochotę krzyczeć z bezradności mojej weny, która nie odzywa się słowem. Nie zaprzecza... Tylko siedzi cicho gdzieś tam we mnie i drwi sobie z mojej bezsilności.

Czy słowo "przepraszam" jest tu cokolwiek warte? Ile razy już go ode mnie słyszałyście? Zjadają mnie wyrzuty sumienia i tyle. Dlatego mam nadzieję taką cichą, która jest deptana przez zdrowy rozsądek. Ale ciągle jest, że mi wybaczycie.

PS. Nie wiem czy ma to jakiekolwiek znaczenie, ale zaczęłam pisać nowe PoV, w czasie, gdy miałam pisać rozdział tutaj. Jest inny niż do tej pory publikowałam. I nie, nie lecę zakładać nowego bloga, bo to nie ma sensu. Moze za kilka miesięcy tak zrobię, ale jeszcze nie teraz. Postaram się napisać bynajmniej pól opowiadania, byście nie musieli tyle czekać... Jednak jeśli tylko chcecie, mogę Wam pokazać prolog. Jednak jestem przekonana, że większość z Was z pożałowaniem i litością prycha pod nosem i myśli sobie. "i dalej będzie to samo i dalej będziemy musieli tyle czekać"

Jednak nie przestanę pisać. Nie dam rady i pewnie nie jedna blogowiczka wie o, co mi chodzi.
W tym roku kończę szkołę i za parę miesięcy mam testy już właściwe, dni otwarte, a później jeszcze profilaktyczne i wystawienie ocen. Wiem, że to nie jest żadne wytłumaczenie, ale nic innego nie jestem w stanie wymyślić.

Jeśli prolog miałby się ukazać to jeszcze na tej stronie w najbliższym czasie, bo on jest już gotowy. A jeśli nie.. to blog będzie skasowany w przeciągu dwóch tygodni, tak mi się wydaje.
Wierzcie lub nie, ale ja się na to muszę nastawić psychicznie...  Na resztą pytań, zażaleń lub rożnych tego typu rzeczy odpowiadam w komentarzach. Nie krępujcie się moi Drodzy, zasługuję na jakąkolwiek krytykę i wiem o tym...
No cóż, przepraszam...

Z piekielnymi wyrzutami sumienia i z zgryźliwością zdrowego rozsądku
Rouse Karmen









niedziela, 26 stycznia 2014

6. Rozdział

Dla wszystkich, którzy czekali :*

 Świat jest cholernie nie sprawiedliwy. Wiedziała o tym od bardzo dawna. Przekonała się, że nie warto ufać ludziom. Zwłaszcza swoim przyjaciołom, zwłaszcza tym najbliższym. Oni doskonale wiedzą, kiedy wbić nóż w plecy. I mimo tłumaczeń, błagań, próśb i gróźb oni wiedzą swoje. Najgorzej jest uodpornić się na krzywdę, którą wyrządza ci bliska osoba. Bo jeśli jest to wróg, to możesz być na to przygotowany. Ludzie w dzisiejszych czasach nie wiedzą, co to jest przyjaźń czy miłość. Hermiona była o tym więcej niż przekonana. Liczyła się tylko hierarchia wartości i większe ego. Jeśli byłeś na wysokim poziomie, przetrwasz. Jeśli jesteś zwykłym szarym człowiekiem, skończysz swoje życie tak samo jak zacząłeś. Jednak za nic nie spodziewała się tego po Harrym. Przecież zostawiła mu jej największy skarb, a on pozwolił Malfoy’owi na zbliżenie się do jej syna! Mimo wszystko zdawała sobie sprawę z tego, że Eryk to również syn Dracona, ale tu sprawa wyglądała całkiem inaczej. Malfoy miał wszystko, czego tylko sobie zapragnął. A ona miała tylko Eryka i marną posadę nauczyciela Zaklęć.  Tak, marną. Bo przecież w porównaniu z dyrektorem spraw departamenckich, czy urzędowych jej posada była dosyć skromna. Potarła ręką skronie i westchnęła głośno.

-Herm, ja ci naprawdę wszystko wytłumaczę. To po prostu zwykły zbieg okoliczności. A dzieciaki chciały grać i tak jakąś wyszło i…- Harry nawijał jak katarynka. Reakcje zebranych były różne. Blaise patrzył z zaciekawieniem na obu Malfoy’ów, którzy mieli identyczne wyrazy twarzy. Eryk szarpnął Dracona za rękaw marynarki i szepnął do niego: „No to wujek wpadł”, co wywołało śmiech u James’a. Hermiona Patrzyła na blondyna z mieszanymi uczuciami. Byli dorośli, a zachowywali się jak dzieci. Musiała sama przed sobą przyznać, że zabawa w kotka i myszkę zaczęła ją poważnie męczyć. W dodatku to ona zawsze była ofiarą i wpadała w każdą nawet najmniejszą pułapkę zastawioną przez Malfoy’a. Harry z każdą chwilą bladł coraz bardziej, a Blaise nie mógł powstrzymać złośliwego chichotu. Potter chciał zabić go wzrokiem, lecz mu się to nie udało.

- Harry, skończ. Dziękuję ci za opiekę na moim synem, teraz możesz już sobie iść. James mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś.- Pogłaskała chrześniaka po główce i cmoknęła w policzek.- Przekaż proszę, Ginny, że nie wiem czy będziemy w niedziele na obiedzie. Pozdrów ją. – Harry skinął głową i teleportował się wraz z synem.

Hermiona ogarnęła wzrokiem resztę towarzystwa i maiła ochotę się rozpłakać. Jednak szybko odgoniła od siebie tą natrętną myśl. Blaise wczuł się w sytuację i zaszedł Eryka od tylu.

- Młody, chodź. Zmywamy się stąd. Ostatnio dokonałem diamentowego zakupu. Kupiłem Go Try 6. Ogarniemy instrukcję i idziemy grać. Niech sobie dorośli pozałatwiają, co tam mają.- Eryk wyszczerzył się radośnie i pokiwał głową. Hermiona skinęła do Zabiniego w ramach podziękowania i usiadła w salonie.

Draco jakby się niczym nie przejmując, wyczarował sobie brandy i dwa kieliszki. Jeden postawił przed kobietą, a drugi zostawił sobie, poczym rozlał szkarłatnego płynu i wyciągnął się w fotelu naprzeciw Hermiony. Pierwszy kieliszek tak jak trzy kolejne wypili w ciszy. Spokojnie patrzył na nią tymi swoimi szarymi oczami i za wszelką cenę chciał sobie przypomnieć smak jej ust. Doskonale pamiętał tamten dzień, w którym dostał list od ministerstwa. O ile dla niej to była kompletna zdrada z premedytacją, o tyle dla niego to była kolejna misja. Pracował w ministerstwie, jako Auror do spraw specjalnych i Hermiona doskonale o tym wiedziała. Jednak tamtego dnia argentyński rząd sprzeciwił się ustrojowi angielskiemu, wygrażając się ujawieniem akt z pierwszej wojny. Nie ukrywajmy, że dla rządu angielskiego to byłby cios poniżej pasa. Dlatego minister od spraw zewnętrznych zaproponował ugodę. Rząd argentyński wysłał swoją najlepszą partię, w postaci ślicznej Aurorki z wydziału szpiegowskiego. Musiał pozbyć się wszelkich dowodów, potwierdzających jego obecny stan. Jego jedynym wyjściem było „odrzucenie” Hermiony. Gdyby powiedział jej o wszystkim, a jego plan zacząłby się sypać, mógłby pozbawić jej życia. Dlatego postawił na drastyczne środki. Chciał jej to wszystko wytłumaczyć zaraz po tym jak wszystko się rozwiąże. Jednak Granger go uprzedziła i wyjechała sam Merlin wie gdzie. Gdy wróciła do Anglii, a jemu udało się pomyślnie zakończyć sprawę, okazało się, że Granger ma dzieciaka. Myślał, że go szlag trafi na miejscu! Zrozumienie przyszło, gdy zobaczył Eryka. No cóż, żeby było zabawniej, jego ojciec z matką ostro sobie pofolgowali i gdy przekroczył próg własnego domu ujrzał 10 letnią dziewczynkę zabójczo podobną do niego. Gdy rodzice wszystko mu wyjaśnili, postanowił zrezygnować z tej całej maskarady ministra i zająć się czymś mniej ryzykownym, przy okazji zdobyć od nowa Hermionę. Wydawało mu się to zwykłą dziecinadą, ponieważ był pewny swego zwycięstwa. Granger była strasznie uczuciowa i był zdania, że rzuci jej jakiś łzawy tekst i ta wpadnie w jego ramiona. Jednak tu go również zaskoczyła. Zmieniła się i to nie do poznania. Na domiar złego kręciło się wokół niej kilku podejrzanych typów poczynając od Kruma, a kończąc na jakimś napalonym siódmoklasiście, którego „przypadkiem” podsłuchał na korytarzu. A teraz piła już czwarty kieliszek brandy i musiał na nią uważać, bo z tego, co pamiętał, to miała strasznie słabą głowę. Ale z drugiej strony jak będzie „lekko” wstawiona to nie będzie wrzeszczała, rzucała się i da mu dojść do słowa.

- Może zaczniesz coś w końcu mówić? Szybciej zaczniemy, szybciej skończymy. I dalej znikniesz sobie do swojego idealnego życia.- Jej głos był wyprany z jakichkolwiek uczuć i emocji. Po części go to przeraziło, a po części po prostu zaskoczyło.- Jutro mam lekcje, nie chciałabym wpaść tam z wielkimi worami po oczami i straszyć uczniów.

- Cieszy mnie to, że w końcu pojęłaś, że jednak mamy, o czym rozmawiać. Jeszcze wczoraj twierdziłaś, że nie mamy, o czym. Nie uważasz, że powinniśmy tolerować się bynajmniej ze względu na naszego syna?- Hermiona roześmiała się i odstawiła kieliszek na stół. Spojrzała na niego wyraźnie rozbawiona, co go mocno zdziwiło, ale też zrobiło mu się dziwnie gorąco.

- Naszego syna? Jejku, jak to brzmi…- westchnęła i ponownie zatopiła się w miękkim fotelu.- Eryk cię polubił.- Dodała już spokojniej. Spojrzała na niego już innym wzrokiem, który zmusił go do poważniejszego zastanowienia się nad jej słowami.- Postaraj się proszę go nie skrzywdzić. Nie rób mu tego, co zrobiłeś mi, bo cię zabije.

- No nie przesadzajmy… Brzmi to całkiem, całkiem…- Zmienił temat by rozładować napięcie między nimi.- Wiesz, że zawsze zastanawiałem się jak to jest być ojcem? Wtedy, gdy tak myślałem byłem pewien, że będę go rozpieszczał do granic nieskończoności, uczył grać w Quddicha…- Odpowiedział rozmarzonym wzrokiem, a Hermiona prychnęła.

- A co z twoją córką?- Zapytała tak nagle, że Malfoy zachłysnął się pitym napojem.

- Moją… córką?- Wydukał zdziwiony.

- Malfoy nie rób ze mnie idiotki. Przecież byłam na uroczystości przydziału. Christina? Tak miała na imię?- Hermiona ze zdumieniem obserwowała reakcję Dracona, odnotowując głęboki szok, a zaraz po tym ulga i zrozumienie.

- Nie robię z ciebie żadnej idiotki…- Odparł dziwnie rozbawiony.- Ja po prostu, najnormalniej w świecie posiadam tylko syna, a co więcej dowiedziałem się o tym stosunkowo nie dawno.- Zakończył dyplomatycznym tonem.- Granger, idź może już spać, bo majaczysz. A jutro jak trafnie zauważyłaś masz lekcje.- Hermiona na chwiejnych nogach podniosła się z fotela i skinęła głową. Nie była pijana, choć troszkę szumiało jej w głowie. Była pewna, że Malfoy robi to wszystko specjalnie! Skończony drań. Odszepnęła mu cichutkie „dobranoc” i ruszyła do swoich prywatnych kwater.

~~*~~
Eryk właśnie wracał od Blaise’a. Normalnie uwielbiał tego gościa! Nie wiedział dokładnie, kim on jest, ale dogadywał się z nim wręcz śpiewająco. W pewnym sensie traktował do jak ojca, a on nie miał nic przeciwko. Właśnie zmierzł do pokoju wspólnego, Slytherinu, kiedy usłyszał szloch i ściszone głosy.  Spokojnie podszedł do jednego z licznych zakamarków. Wyjrzał zza rogu by nie ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi i wmurowało go w ziemie. Na ziemi siedziała jakaś krucha istotka, która cichutko szlochała, a nad nią stał jakiś drugoklasista i dziewczyna, którą chyba znał z widzenia. Obydwoje celowali w szlochająco osóbkę różdżkami, a chłopak miał jakiś zeszyt w ręce i cicho szeptał. Bez zastanowienia wyjął z kieszeni różdżkę i wycelował w sprawców, Najpierw obezwładnił chłopaka zaklęciem, którego nauczył się z książek mamy. A dziewczyna zaczęła krzyczeć, więc i ją potraktował tym samym zaklęciem. Szybko podbiegł do łkającej dziewczynki, upewniając się, że nic jej nie jest.

- Ej, ej nie płacz już. Wszystko ok.?- Zapytał, a blondynka popatrzyła na niego nie ufnie, po czym skuliła się jeszcze bardziej.- Nie bój się mnie, mam na imię Eryk. Co się stało?- Dziewczynka nic nie odpowiedziała, tylko wtuliła się w niego. Nie zbytnio wiedział, co ma robić, więc uspokajająco poklepał ją po plecach. Po chwili obydwoje usłyszeli kroki i potężny ryk.

-CO TU SIĘ DZIEJE!?- Zza rogu wyszedł słynny postrach Hogwartu. Spojrzał na dwóch „winowajców” i na dwa obezwładnione ciała.- No jak zwykle! Granger i Malfoy! Merlinie, Salazarze! Za jakie grzechy!? I co się tak gapicie!? Dalej będzie powtórka z rozrywki!- Wrzeszczał jak opętany. W końcu Eryk wywrócił oczami i spojrzał na profesora od eliksirów.

- Mógłby profesor tak nie krzyczeć? Ja nic nie zrobiłem, ona płakała, a oni…- Tu wskazał na pozostałą dwójkę.- Stali z wyciągniętym różdżkami w jej kierunku. Nic więcej nie wiem.- Wytłumaczył spokojnie Eryk.

- Nic mnie to nie obchodzi. Tam gdzie jest Malfoy i Granger w jednym miejscu. To oznacza mieszankę wybuchową. Niestety nikt wam nie wykupił monopolu na rujnowanie zamku i tym bardziej mi życia, więc ruszcie się do gabinetu dyrektora. Zaraz będą tam twoi rodzice.- Warknął w stronę blondyna, który pokrzywił mu się, gdy ten tylko się odwrócił.- Widziałem.- Odwarknął, na co Eryk spuścił głowę z miną niewiniątka.- Ruszać się!

~~*~~
Hermiona zdążyła już sobie kimnąć, gdy nagle do jej kwater wpadł uśmiechnięty Malfoy. Przetarła oczy i spojrzała na niego z niezrozumieniem i niemym wyrzutem.

- Granger, wstawaj! Albo nie, bo mi tu padniesz! Normalnie nie uwierzysz! Nasz syn jest u dyrektora, a nas wyzywają.- Powiedział rozweselony. Hermiona, która jeszcze nie do końca się obudziła.

- O czym ty mówisz?- Hermiona nieprzytomnie błądziła wzrokiem po twarzy blondyna. Coś nie dobrego drgnęło w niej. Zawsze, gdy się budziła obdarowywał ją tym uśmiechem. Nie, Hermiono masz z tym skończy!

- Eryk coś przeskrobał i Snape usadził go u dyrektora.- Hermionie oczy wyskoczyły z orbit.

- Ty sobie chyba żartujesz?! Mój syn u dyrektora?

- Skarbie, zważ na to, że pobił nawet naszą dwójkę. Nie minął nawet pierwszy dzień nauki.- Rzucił wesoło i dosłownie wyciągnął Granger z łóżka.- Idziemy.

- Malfoy, normalnie widać, że to twój syn…- Mruknęła, gdy wychodzili po schodach.

- Ooo, teraz jest mój?- Zapytał rozbawiony, przeskakując, co dwa schody do góry.

Po chwili obydwoje byli już na miejscu. Hermiona odetchnęła głębiej i przekroczyła próg gabinetu dyrektora. Draco poszedł zaraz za nią i musiał uważać, by nie parsknąć śmiechem. Przed dyrektorem siedział jego syn i Christina, która mimo zaczerwienionych od płaczu oczu, radośnie wcinała dropsy, które na przemian losowała z dyrektorem. Eryk zaś patrzył na to z przymrużonych oczu z wyraźnym znudzeniem.

- O już jesteście! No to możecie zabrać ze sobą dzieciaki. Eryk zdobył dla swojego domu 20 punktów. Zmykajcie!- Dumbledore klasnął wesoło w dłonie i uśmiechnął się serdecznie do blondyna, który tylko w ramach podziękowania, skinął głową, a Draco poczuł rosnącą dumę.

- Ale co się stało?- Zapytała roztrzęsiona Hermiona.

- Nic takiego, długo by tu opowiadać.- Zbył mamę Eryk i zsiadł z wysokiego fotela.- To, co Christi? Do jutra?

- Tak, tak, do jutra.- Wyszczerzyła się do niego.- A co mamy pierwsze?- Zapytała z zainteresowaniem. Eryk uśmiechnął się typowo po Malfoy’owsku

- Eliksiry, radziłbym ci się wyspać. Dobranoc.- Zwrócił się do dyrektora i spojrzał na rodziców.- No, co? A z resztą… Idę do pokoju. Dobranoc.- I już go nie było.

~~*~~
Hermiona nie wyspała się tej nocy. Była rozkojarzona i zmęczona. Wielkie było jej zdziwienie, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Była to połowa pierwszej lekcji. Ona zaczynała od trzeciej. Ruszyła by otworzyć, ale zaraz tego pożałowała. Na ziemi stał ogromny kosz czerwono- czarnych róż. Hermiona schyliła się by podnieść prezent. Już miała zamykać drzwi, gdy zauważyła, że z koszyka wypadła mała kartka zapisana czarodziejskim pismem, które rozsypywało i układało z powrotem literki, by tworzyły zdania.


Czerwony ogień odprawia tańce szaleńcze,
połyka wszystko, co spotka na drodze.
czarna kula wbija się w czerwone, bijące serce.
Umiera świat, umiera ziemia.
Umiera wszystko, co warte było istnienia...

poniedziałek, 6 stycznia 2014

5. Rozdział

Hej! :)
Tak jak obiecałam, rozdział pojawił się :)
Ostrzegam, że połowa rozdziału jest mniej więcej kanoniczna, za to druga bardziej przypomina perypetie. Od dawna miałam ten pomysł w głowie i zastanawiałam się, w którym miejscu go umieścić i stwierdziłam, że tu może  być ciekawie :P
Dla wszystkich, którzy czekali.
Pozdrawiam.
Rouse :*

Czas upływał tak szybko, że nie miał zielonego pojęcia, kiedy największe „szczęście” przepuścił między palce. I jest jeszcze Christina. Pokręcił głową. Tak to właśnie jest, gdy wszyscy wiedzą lepiej od Ciebie, a Ty stoisz po środku tego cholernego tajfunu. I niech mu ktoś teraz powie, że jest panem własnego losu. Zabije, zabije na miejscu. Spalił do końca fajkę i zerknął jeszcze raz na papiery. Poczeka jeszcze z dwa dni, poukłada sobie wszystko i pójdzie z nimi do Granger. Przecież nie będzie odwalał całej roboty sam. A teraz zajmie się o wiele przyjemniejszymi sprawami. Semena powinna być jeszcze u siebie w biurze… Z resztą za moment to sprawdzi… Uśmiechnął się do siebie i poprawił krawat.

- Semeno, pozwól do mnie na sekundę!- Krzyknął, zacierając ręce. Po chwili w jego gabinecie pojawiła się długonoga blondynka o zielonych oczach. Uśmiechnął się do niej delikatnie i wskazał miejsce na swoich kolanach. No… Może troszkę dłużej niż sekundę…

~~*~~

Słuch płatał jej figle. Była tego więcej niż pewna. To było nie możliwe. Spojrzała w górę i mimowolnie jęknęła cicho. Towarzysz przysiadł się obok niej na krawężniku i wpatrywał się w rozsypany proszek, który powoli się rozmakał i trafiał do ścieków.

- Jestem z ciebie dumny…, Choć myślałem, że z tym skończyłaś.- Westchnął cicho chłopak i spojrzał na Hermionę. Jednak ta uparcie obserwowała punkt daleko przed nią.- Wiesz, że to nie koniec świata? Znam Smoka… Nie jest brutalem, nie odbierze ci syna, jednak nie da spokoju. Nie możesz za każdym razem tak gwałtownie reagować i dawać mu tej jego chorej satysfakcji.

- Blaise…- Załkała cicho. Łzy mieszały się z deszczem. Miała zaróżowione policzki i sine usta.- Musisz mi pomóc. To będzie złe, jednak to jest jedyne rozwiązanie.- Spojrzała na zdezorientowanego przyjaciela i uśmiechnęła się do niego.- Zawsze mi pomagałeś, jesteś takim cichym aniołem stróżem.

- Granger, nie strasz mnie, bo zaczynasz mówić jak jakaś nawiedzona psychopatka z dramatu.- Zażartował.- Ale czegóż to ode mnie wymagasz? Ostrzegam, że nie zabiję go, ani nie podam śmiertelnej trucizny.- Powiedział grobowym tonem, a Hermiona uśmiechnęła się szerzej.

- Musimy sfałszować wyniki ojcostwa Eryka.- Powiedziała spokojnie, a Blaise popatrzył na nią jak na idiotkę. Cierpliwie czekał, aż Hermiona wykrzyknie, że żartowała czy coś. Jednak ona nadal spokojnie siedziała obok niego i nie ruszyła się nawet milimetr.

- Chyba sobie żartujesz… Nie ma mowy Hermiono.- Popatrzyła na niego zawiedzionym wzrokiem.- Nie ma mowy. Chcesz żebyśmy wylądowali w Azkabanie. Nie patrz tak na mnie. Za fałszowanie dokumentów jest kara 2 lat pozbawienia wolności. Musisz wymyśleć, co innego.- Ucichł, ale po chwili dodał.- Pamiętaj, ze to też mój przyjaciel. Nie chcę go skrzywdzić.

- Skrzywdzić? A co on zrobił mi? A z resztą… On ma córkę! I chcę w dodatku jeszcze mojego synka.- Hermiona schowała twarz w dłoniach, a Blaise zachichotał złośliwe, na co Granger poderwała się na równe nogi. – I z czego ty się śmiejesz!?

- A z tego, że Dracze nie ma córki. Oj Miona, Miona… Wracamy do domu, bo Potter sobie nie poradzi na dłuższą metę z tymi urwisami. Chodź.- Pociągnął ją i teleportowali się do pokoju Hermiony.

~~*~~

Draco Malfoy wiedział, że wszyscy uważają go, za, ale mu to nie przeszkadzało. On był ponad to, on był arystokratą z rodu od wieków nieskalanego „szlamem”. Draco Malfoy wiedział, że kiedyś całkowicie zobojętnieje i zapomni jak to jest czuć ból; w końcu czas leczy rany.. Mógł sobie na to pozwolić, mógł sobie pozwolić na wszystko, bo w jego żyłach płynęła czysta krew. A jednak nie przewidział, że będzie mu zależeć na jego synu…
 Z pracy wyszedł o godzinę później niż zamierzał. No, ale bynajmniej się opłacało.
Czy żałował? Oczywiście, że nie. Wyrzuty sumienia od dawna przestały go gryźć.
Ścisnął mocniej teczkę w dłoni. Dlaczego nie ma dzisiaj pozałatwiać wszystkich spraw? Przecież dokumenty ma przy sobie i ma okazję podręczyć Granger, więc dlaczego nie?

~~*~~

- Wygrałem.- Powiedział dumnie blondas, wpatrując się w szaroniebieskie oczy swojego ojca. Draco mimo wszystko poczuł dumę. Jego syn… Jak to dziwnie brzmiało. Nawet w jego myślach. A jednak, miał syna i było on cholernie inteligentny, sprytny i przebiegły jak on. Miał dopiero 11 lat, a mógł z nim rozmawiać o musztrze wojskowej czy, o słodki Salazarze, taktykach Quddicha. Teraz grali w Maginiera. Grę, która opierała się na logistyce i taktyce. No i Eryk był obłędny. Nikt jeszcze z nim w to nie wygrał, ale on postanowił utrzymywać pozory zwycięstwa.

- Ty się Małolacie tak nie szczerz, bo dałem Ci wygrać.- Powiedział ciepłym głosem i poczochrał „Małotala” po włosach. Po chwili obydwoje usłyszeli huk i chichot małego Potter’a. Draco spojrzał w tamtą stronę i uśmiechnął się ironicznie.
Harry  rozwścieczył się widząc zachowanie Dracona, wyszedł do kuchni zrobić sobie herbaty. Jednak w tej swojej złości nie trafił tyłkiem na wysoki  stołek kuchenny i w efekcie przywitał się z bardzo „mięciutką” posadzką obłożoną kafelkami.

- Jak już skończyłeś randkować z podłogą to chodź zagrać ze swoim synem przeciwko nam.- I tu spojrzał w stronę Eryka, który poddał rękę swojemu sojusznikowi. Harry podniósł się z ziemi i zwrócił się do Jamesa.

- Zmieciemy ich, synu.- Malec pokiwał energicznie głową, co dwóch Malfoy’ów skwitowało śmiechem.

~~*~~

- No, co Potter? Wymiękasz?- Podjudzał blondyn. Grali już dobrą godzinę, podczas, której Harry ze wszystkich sił próbował obmyślać najrozmaitsze taktyki, co delikatnie mówiąc nie wychodziło mu najlepiej.

- Nigdy, Malfoy.- I wystawił musztrę przeciwko małemu oddziałowi blondynów. Eryk bez namysłu podjechał dwoma czołgami i zmiótł musztrę wujkowi.

- I ty Brutusie, przeciwko mnie?- Zapytał zbolałą minią chrześniaka

- On jest Malfoy, a nie Brutus, Potter. No i nie potrzebuje do obmyślania strategii.

Podsumowując tą znakomitą grę, biel pokonała czerń. Malfoy’owie przybili sobie piątkę, na, co Potter mruknął „ja się tak nie bawię” i wrócił do kuchni po następną herbatę. Po chwili wrócił do salonu i zwrócił się do Malfoy’a.

- Zostaniesz z nimi chwilę? Ja muszę coś załatwić?- Draco skinął głową i wrócił do obmyślania taktyki. Drużyny się pozmieniały. Teraz Eryk grał z Jamesem przeciwko niemu. Grę czas zacząć!

~~**~~
Od dawna planował swoją małą zemstę. Nienawidził Snape’a za, to, że wiecznie go wyśmiewał. Teraz mu pokaże, kto jest górą! Wiedział, że teraz jest na zebraniu wraz z Dumbledorem i resztą. No nic będzie ciekawiej. Uśmiechnął się do siebie i ruszył do gabinetu dyrektora Hogwartu.

Gabinet Dyrektora. Profesor Severus Snape w konwersacji z panem…

- Potter, ty idioto! Ja jestem wyrozumiały, ale dla twojej głupoty już brak mi kategorii!

- No, ale Sevcio… Ja nie żartuję! Naprawdę jesteś cholernie przystojny…  Mrrau… I tylko ty się tak cholernie serownie rumienisz, gdy ci o tym mówię…!

Potter biedulka urządzał takie cyrki Snape’owi już od godziny.  Zrujnowany psychicznie nietoperz miał już odruchy wymiotne i całą siłą swojej cieniuteńkiej woli powstrzymywał się, żeby nie wrzucić avadą w Złote Dziecko. Profesor Dumbledore stwierdził, że jest to nadmierny stres w pracy, ale i przemęczenie maiło tam swój wkład. A reszta towarzystwa? McGonagall Polazła klepać bajer z Weasly’em. Tonks urwała się z Lupinem,  a dyrektor jak na niego przystało uzupełniał papierki, całkowicie ignorując pozostałą dwójkę.

- Snapcio… Czy mogę dotknąć twych przetłuszczonych do granic możliwości włosów…? Są taakie intrygujące…- Potter w dalszym ciągu robi l maślane oczy do Snape, a ten dostawał napadu padaczki.

-Potter, goń się! I odwal się od moich włosów! Ty jesteś psychicznie chory!
(magiczny całus przykleił się do polika Severusa)

- Sevciu, ale tylko z tobą i tylko na twój widok. – Potter mówiąc to usiadł okrakiem na kolanach Severusa, chcąc cmoknąć go w usta.

- Potter, tobie naprawdę coś zaszkodziło!- wykrzyknął przerażony Mistrz Eliksirów, usiłując zepchnąć potencjalnego adoratora z kolan. Jednak bez rezultatu.

- Severusku, czy ja czuję uwypuklenie w twoich…- Snape zdecydowanie nie chciał żeby Harry kończył to zdanie. Chciał wstać z krzesła, jednak z Potterem na kolanach okazało się trudniejsze niż przypuszczał. Poleciał więc na podłogę, a na niego upadł zdziwiony Ten- Który- Przeżył- By- Podniecać- Snape’a.

- Spodniach.- Dokończył nieziemsko zadowolony Harry.- Jeśli ci tak śpieszno to mam wolne dormitorium. Potter serownie oblizał wargi i wolnym ruchem dłoni zmierzał do rozporka Postrachu Hogwartu. Ten z kolei nie wytrzymał napięcia i uciekł z krzykiem. Harry wstał z ziemi, otrzepał szatę z niewidzialnego kurzu i mruknął patrząc w stronę drzwi.

- A masz ty przebrzydły Nietoperzu, to za te wszystkie lata upokorzenia.- Po chwili odwrócił się w stronę dyrektora i powiedział.- Przykro mi, że musiał to dyrektor oglądać, a teraz idę dokończyć dzieła.- I wyszedł.

~~*~~

- Seeevcio! Kochanie, jak możesz mnie tak ignorować… Nooo… Błagam cię… Najsexowniejsze Nietopeziątko pod słońcem!

- Potter, na Merlina, leczyć się! Ja się na to nie zgadzam!- Sev chował się przed Potterem w Wielkiej Sali zza jednych z filarów. Wybraniec dzielnie szukał swojego kochanka.

-Znaczy, Słońce możemy się zapisać na terapię przed małżeńską- Bliznowaty zatrzepotał rzęsami i przyciągając do siebie znalezionego Snape’a, wymruczał- Wiesz kotku? Zaczyna mi się podobać ta gra.- Zapiszczał Złoty Chłopiec.-Jak tam? Czy stan w który cię wprowadziłem u dyrektora już cię opuścił? Sevcioo,- Harry spojrzał w przerażone oczy Snape.- A mogłem ci pomóc. Mistrz Eliksirów zarumienił się dziko i chciał uciec, lecz zagrodził mu drogę.- Słonko, to się nie ma, czemu wstydzić. Tylko po prostu mi cię szkoda.- Harry chciał cmoknąć go w usta, lecz ten wyrwał się uciekł krzycząc:

- Już nigdy się do mnie nie zbliżaj Potter! Ja już wolę wszystkie Cruciatusy tego świata niż twoje towarzystwo!

Harry nonszalancko oparł się o ścianę i uśmiechnął się ironicznie. Ooo tak, zemsta jest słodka. Zmierzwił sobie włosy jeszcze bardziej niż dotychczas i udał się do pokoju gdzie czekali na niego Malfoy’owie i James.

~~*~~

Gdy wszedł do pokoju rozległ się krzyk pełen euforii i radości. Nagle James rzucił mu się na szyję i wykrzyczał:

- Wygraliśmy!- Potter uśmiechnął się szeroko i przytulił mocniej syna.

- Super! A gdzie ten biedny przegrany?

-Siedzimy w salonie. Chodź…- Potter rozsiadł się na kanapie i próbował wyciszyć i nagle wszystko się stało bardzo szybko. Wszyscy w czwórkę usłyszeli trzask teleportacji zduszony jęki i krzyk Granger’ówny.


- Co tu się do cholery dzieje?! 

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Tak troszkę świątecznie :)

Nie jest to kolejne notka, a życzenia moi Drodzy.
Rozważałam, czy nie wstawić następnego rozdziału, ale chciałabym złożyć Wam życzenia Bożonarodzeniowe.
Moi Kochani dziękuję Wam pięknie, bez Was pisanie nie dawałoby mi tyle radości. Życzę Wam wszystkiego dobrego, dużo zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń, Pamiętajcie proszę, by się nie poddawać i dążyć wytrwale do swoich celów. Żyjcie tak, byście nie żałowali ani minuty, ani sekundy swojego życia, bo mamy tylko jedno. Róbcie to, co Wam przynosi najwięcej przyjemności i nie rozpamiętujcie złego. Moi Drodzy, mam nadzieję, że te święta będą czasem wyjątkowym, ale i innym niż te 365 dni w roku.
Najpiękniej jak umiem dziękuję Wam i ściskam cieplutko.
Wasza Rouse :)

środa, 20 listopada 2013

4. Rozdział


Hej : )

Mam dla was kolejną część broken heart :P

Dedykacja  dla wszystkich, ponieważ nie dam rady wymienić wszystkich, a nie chce żeby tu powstała druga notka : )

Dziękuję Wam, naprawdę… Jestem tak zachwycona komentarzami, że normalnie głowa mała .. :D

Ale mam do Was pytanie..

Czy czujecie się jakąś nie wiem… Pokrzywdzeni? Na przykład dlatego, że nie odpowiadam pod postem na komentarze..?

Pytam, bo zarzucono mi, że nie dbam o swoich czytelników ^^

Przepraszam, jeśli tak to odebraliście i serdecznie pozdrawiam :*

Rouse :*

PS. Każdy komentarz mile widziany :P i jeśli chcecie mogę zacząć Wam odpisywać : ) Jak uważacie mi to nie przeszkadza :P

 

~~*~~

 

     Nie można wszystkiego zaplanować… Czasami, gdy wydaje nam się, że wszystko jest w porządku, coś się psuje. Ona chciała tylko wyrzucić go ze swojego serca, sumienia i życia. Chciała się go pozbyć z fotografii, wspomnień, wszystkiego… Jednak jak to zrobić, gdy jego syn jest tak do niego podobny? A teraz? Stali naprzeciwko siebie i Malfoy musiałby być ślepy, żeby nie zauważyć podobieństwa. Po chwili wszyscy usłyszeli trzask portretu, który obwieścił, że pewien Bułgar nie jest zainteresowany ich towarzystwem.

- Chyba teraz nie zaprzeczysz, jeśli powiem, że mamy, o czym rozmawiać..?- Malfoy rzekł grobowym tonem i spojrzał w oczy Granger, które teraz były pełne łez. Co ona sobie do cholery myślała!?

- Eryku, czy możesz iść do mojej biblioteki..? Za chwilkę do ciebie przyjdę i wszystko CI wytłumaczę… A teraz daj nam moment.. Dobrze?- Hermiona łamiącym się tonem poprosiła syna, który jak spetryfikowany patrzył na swoją starszą kopię. Przytaknął mamie ruchem głowy i ruszył do małego pokoju na końcu korytarzyka.

- Znowu to robisz Malfoy… Pchasz się w moje życie nieproszony i wywracasz je do góry nogami, a później mnie zostawiasz ze wszystkim. Wiesz jak to jest? Wydaje ci się, że tym razem nie podołasz, jesteś sam w własnych ruinach i nie masz szans ani chęci, by się odbudować. Mnie to się udało tylko i wyłącznie dzięki Erykowi. Nie pozwolę ci go zabrać, rozumiesz? Nie oddam ci go, nie masz prawa tego ode mnie żądać! Nie po tym, co mi zrobiłeś!- Hermiona krzyczała dławiąc się własnymi łzami. Na początku na twarzy mężczyzny zauważyła zmieszanie, jednak później nałożył na siebie tę maskę, której zawsze używał… Szkoda, że go tak dobrze znała… Teraz nie da się oszukać… Nie tym razem…

- Nie przyszło ci do głowy, że ci nie pomagałem, bo nic o tym nie wiedziałem!? Jak mogłaś mi nie powiedzieć? A może po prostu zapomniałaś mnie łaskawie poinformować, że mam syna… Uciekłaś…- Odpowiedział zgryźliwie. W Hermionie się zagotowało. Jak ten pieprzony arystokrata śmiał od niej wymagać takich rzeczy!? Niewiele myśląc podniosła rękę, która sekundę później odcisnęła się na jego policzku.

- Ty sobie chyba żartujesz!? W jednym dniu dałeś mi papiery rozwodowe i odszedłeś z Christiną! Jak mogłam ci powiedzieć jak tego samego dnia dowiedziałam się o ciąży? Myślałam, że…- I nagle tutaj pojawiła się jakaś blokada. Spojrzała na niego z pogardą i przełknęła kolejną falę łez.- Wiesz co? Nie ważne… Nie mam zamiaru marnować ci czasu. Po prostu wyjdź i nigdy nie wracaj. A co do papierów to Helen na pewno ci pomoże. Śliniła się do ciebie przez całe śniadanie. A teraz wyjdź…- Wszystko to powiedziała ze stoickim spokojem. Jednak słyszał tam wyraźne nuty goryczy. 

- Miałem powody, których ty nie zrozumiesz… Łatwo jest oceniać i sądzić. Najtrudniej jest zrozumieć, więc bądź łaskawa i nie praw mi morałów.- Powiedział hardo patrząc jej w oczy.- Ja swoje odcierpiałem…

- Tak? I ty tu mówisz o ocenianiu..? Mam ci może przypomnieć, co robiłeś w szkole? Ale ja ci wybaczyłam… Mimo to ty i tak bawisz się w kata… Mam nadzieję, że przynajmniej masz z tego ubaw…, Bo ja zaczynam mieć tego wszystkiego dosyć.- Wyszeptała gorzko, pocierając ręką skronie.

- Chcę się z nim widzieć…- Rzucił obojętnie i odwrócił się do wyjścia.

-Co!? Z kim!?- Hermiona wyglądała jakby trafił ją piorun. To wszystko działo się zdecydowanie za szybko.

- Z moim synem. Chyba mi tego nie zabronisz? Chyba przez te 11 lat niewiedzy coś mi się należy..?- I wyszedł.

~~*~~

     Eryk był inteligentnym chłopcem. Uwielbiał książki i był w siódmym niebie kiedy mama pozwoliła mu odwiedzić swoją prywatną bibliotekę. Miała tam bardzo ciekawy księgozbiór, którego nie znajdzie w żadnej bibliotece. Mama sporo książek zwiozła z Francji i Australii od dziadków. Jednak mimo wszystko jego ślizgońska dusza nie pozwoliła mu przejść koło tego zamieszania obojętnie. Zakradł się jak najbliżej rodzicielki i podsłuchiwał rozmowy dorosłych. Wiedział, że nie powinien tego robić i mama nie byłaby z niego zadowolona, ale zdawał sobie sprawę z tego, że mama na 100% nie powie mu prawdy. Będzie chciała mu oszczędzić nerwów. Ale dlaczego ona miała się denerwować, a on nie!? Wsłuchiwał się uważnie w słowa mężczyzny. Na początku doznał lekkiego szoku. Jego tato stał właśnie w salonie i rozmawiał z mamą. Jednak z każdym słowem mamy, zaczął go coraz bardziej nienawidzić. Jak on mógł tak ją skrzywdzić!? I kim była ta cała Christina!? Gdy zobaczył jak jego… Nie to nie tak ma wyglądać… Może jeszcze raz… Gdy zobaczył jak starsza kopia jego wychodzi z pomieszczenia, po cichu udał się do biblioteki.

          Hermiona usiadła na skraju fotela i miała ochotę się rozpłakać. Nie odda mu Eryka… tego była pewna. Ale co jeśli on będzie chciał poznać ojca? Nie pytał o niego w ogóle. Ale każde dziecko powinno mieć dwoje rodziców. Zdawała sobie z tego sprawę, że Harry był cudownym wujkiem i pomagał jej na wszystkie możliwe sposoby, ale to nie wystarczy. A co jeśli Eryk będzie chciał zamieszkać z ojcem? Wtedy zostanie sama… Samotna łza spłynęła jej po policzku. Szybko ją jednak otarła. Nie może się teraz rozkleić! Musi jeszcze porozmawiać z Erykiem. Wstała ociężale z oparcia fotela i ruszyła w stronę biblioteczki. Uchyliła drzwi, bo zobaczyć, co robi jej synek. Siedział zaczytany w jakiś jeden z cieńszych tomów o Obronie Przed Czarną Magią.

-Mogę ci na chwilkę przerwać?- Zapytała zwracając na siebie uwagę chłopca. Spojrzał na nią, po czym uśmiechnął się szeroko.

-Jasne mamuś.- Zamknął książkę i starannie odłożył ją na miejsce.

- Nie zbytnio wiem, od czego mam zacząć. Skarbie, chciałabym byś wiedział, że jesteś dla mnie wszystkim i nigdy nie pozwoliłabym cię skrzywdzić.- Eryk skinął głową dając jej znać, że wie o tym. Odetchnęła głęboko i kontynuowała.- Nie wiem zbytnio jak mam ci to wszystko wytłumaczyć, bo sama jeszcze sobie z tym wszystkim nie poradziłam. Ten mężczyzna, który tu dzisiaj był to…- Nie potrafiła się przełamać. To wszystko ją przerastało. Spuściła głowę na dół tak, by włosy zasłoniły jej twarz.

- To mój tata… Prawda?- Usłyszała smutny głos swojego synka i gorycz ścisnęła boleśnie jej serce. Skinęła mu głową i rozpłakała się. Chłopiec podszedł do niej i przytulił ją mocno.- Mamo nie płacz, pamiętasz? To ty mi zawsze powtarzałaś, że wszystko będzie dobrze. Gdy ciocia Aleksa umarła powiedziałaś, że takie smutne momenty muszą czasami nas odwiedzić, byśmy później mogli cieszyć się z tych wesołych.- Hermiona otarła oczy z łez i uśmiechnęła się lekko.

- Ale mam mądrego synka.- Powiedziała, a Eryk się roześmiał.- A teraz mnie posłuchaj… Zadzwonię do wujka Harry’ego, przyjdzie do ciebie, ja muszę wyjść. Zgoda?

-Ale weźmie ze sobą James’a?- Zapytał z wesołymi iskierkami w oczach.

- Pogadam z nim.- Szepnęła konspiracyjnie Miona i udała się do salonu.

 

     Znowu przegrywała sama ze sobą. A obiecała… Obiecała Harremu i Ginny. Obiecała, że z tym skończy. Tyle razy ją straszyli, że jeśli się nie uspokoi, to może stracić wszystko. A jednak ona wciąż do tego wracała. To było mocniejsze od niej. Harry się wścieknie, ale jest jej przyjacielem. A wszystko to, przez Dracona. To on sprawił, że zapragnęła uciec od rzeczywistości, a tylko w ten sposób mogła to spokojnie robić. Po 10 minutach w salonie stał Harry z James’em na rękach. Uśmiechnęła się do niego ciepło.

-James, Eryk jest w bibliotece. Czeka na ciebie.- Poinformowała chrześniaka. Chłopiec uradowany pogonił do uwielbianego kuzyna. I co z tego, że jego wujek nie był z ciocią. I tak traktował ją, jako rodzinę.

- Dziękuję ci Harry. Nie chciałam zostawiać Eryka, muszę wyjść…- Spojrzała na niego zakłopotana. Czuła na sobie jego czujny wzrok i nie musiał nic mówić, by domyśliła się, że on wie.

- Znowu zaczynasz?- Spytał ją spokojni e. Nie powiedziała nic, ale on już i tak wiedział.- Dlaczego? Pamiętasz, co to z tobą robiło! Twierdzisz, że kochasz Eryka, a robisz mu największą na świecie krzywdę. Dosyć, że nie ma ojca, to ty jeszcze pozbawiasz go matki!- Krzyknął rozjuszony, chcąc sprowadzić przyjaciółkę na ziemie. W jej oczach błysły łzy, znowu przegrała…

- On tu był Harry… Eryk go widział. On będzie chciał mi go odebrać. Miał pretensje, że nie powiedziałam mu o tym, że ma syna. Nie poradzę sobie z tym sama. Ten ostatni raz. Proszę nie osądzaj mnie…- Wyszeptała i przytuliła się do niego z całej siły.

- Nie osądzam cię, ale sama wiesz najlepiej, że to nie jest rozwiązanie. Niszczysz siebie, Herm.

- Wiem, Harry. To już ostatni raz…- I teleportowała się.

 

~~*~~

 

     Po chwili już swobodnie dotykała stopami ziemi. Zimny wiatr rozwiewał jej włosy. Deszcz zacinał, utrudniając jej widoczność. Wieczorami ulica śmiertelnego nokturnu wyglądała naprawdę upiornie. Jednak ona się nie bała. Od 10 lat przychodziła w to samo miejsce, za każdym razem obiecując sobie, że to ten ostatni raz. Za każdym razem łamała tę obietnicę, zawodząc siebie i przyjaciół. Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę obskurnego budynku, koło którego roiło się wielu podejrzanych ludzi. Panie w skąpych strojach zachęcały do swoich usług. Ona jednak nie zwracając uwagi na różne zaczepki, szła w upragnionym kierunku.

      W końcu stanęła pomiędzy ścianą a skalnym wejściem, które było nieczynne od upadku Voldemorta. Ruszyła przed siebie. Na samym końcu znajdowały się dwie cegły, które wielkością różniły się od siebie. Dotknęła tej bardziej wykrojonej, a przed nią otworzyły się stare, skrzypiące drzwi. Gdy weszła do środka uderzył w nią zapach stęchlizny i padliny. W pomieszczeniu znajdowała się jedna brudna lampa, która dawała odrobinę mdłego światła. Ruszyła do lady, za którą stał kelner, układający szklanki.

- Jest Kornel?- Zapytała oschłym głosem, zwracając na siebie uwagę faceta.

- U siebie.- Odpowiedział równie oschle, nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem. Zadowolona z takie odpowiedzi ruszyła w stronę schodów. Gdy była już na górze, bez pukania weszła do jedynego pomieszczenia znajdującego się na piętrze.

- Witaj, Kornel… Stęskniłeś się?- Zapytała ironicznie, patrząc jak mężczyzna bez zmieszania odpycha od siebie kobietę pokroju tych z ulicy i uśmiecha się do niej promiennie.

-‘Erm  jak miło cię widzieć! Mam szykować to, co zawsze?- Zapytał, zacierając ręce.

- Tak, to, co zawsze…- Powtórzyła z nutką goryczy w głosie.

- Mm… jesteś pewna? Ostatnio mam bardzo dobry towar, klienci chwalą i szybko schodzi. Jest trzy razy silniejszy od twojego…- Mówił zachęcającym głosem szukając przy okazji woreczka. Przez chwilę zastanawiała się czy nie wziąć nowego specyfiku. Bynajmniej połowę działki, jednak po chwili przypomniała sobie słowa Harry’ego. Podziękowała za transakcję, po czym wzięła to, po co przyszła i uciekła z pokoju. Ruszyła w kierunku najbardziej pustego miejsca ulicy.

      Usiadła na krawężniku i wzięła do ręki malutki woreczek. Patrzyła w sypką zawartość i nie mogła zdobyć się na to, by otworzyć. Przypomniała sobie słowa Harry’ego. Po jej policzkach mimowolnie zaczęły spływać łzy. Po chwili uderzyły w nią też wspomnienia związane z Malfoy’em. Otarła policzki, po czym miała szarpnąć opakowanie, gdy jej sumienie podsunęło jej słowa:

 

„takie smutne momenty muszą czasami nas odwiedzić, byśmy później mogli cieszyć się z tych wesołych.”

 

Jej synek… Jej Eryk… Ona na to nie zasłużył… Hermiona z zawziętością otworzyła opakowanie i wysypała zawartość na rękę. Przez chwilę przyglądała się swojemu wybawieniu.

- To dla ciebie synku…- Szepnęła i zbliżyła rękę pod usta. Tylko po to by zdmuchnąć wszystko na ziemie. Resztę strzepała ręką i wytarła w dresy. Nagle usłyszała nad sobą cichy gwizd uznania i klaskanie. Uniosła głowę, bo spojrzeć na przybysza i mimowolnie jęknęła.

 

Nad nią stał… (a dowiecie się w następnym rozdziale :P)

sobota, 9 listopada 2013

3. Rozdział

Hej :P
Tak jak obiecałam, rozdział się pojawił. Przepraszam za koniec, mam nadzieję, że nikt mi nie zrobi krzywdy.. :D
Serdecznie Was zapraszam na mojego trzeciego ^^ bloga, prowadzonego wraz z Ludum.
Dla fanów poezji i wierszy. Mam nadzieję, że co poniektórzy znajdą coś dla siebie :D
Słoneczka, niestety nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział… Oczywiście to też zależy od Was :P
Jeśli się postaracie ( wiem, że dacie radę, wierze w Was : ) )to rozdział pojawi się za tydzień (sobota lub niedziela). A jeśli nie, to może za dwa : ). Ale głowy nie daję :D.
Nie przedłużam,
Zapraszam i pozdrawiam, :*
Wasza Rouse.
~~*~~   

      Każdy w ciągu swojego krótkiego życia rezerwuje dla siebie różne miejsca. W szkole, pracy, sercu… On kiedyś miał zarezerwowane wyjątkowe miejsce. Był wszystkim i niczym, każdą błahostką i poważnym problemem. Słońcem i burzą, smutkiem i szczęściem, Teraz był… A no właśnie…, Kim był? Spojrzała w jego świecące oczy i uśmiechnęła się szeroko. Jej serce przyśpieszyło lekko. Ale to nie to uczucie, które kiedyś ją nawiedzało względem niego. Kiedyś serce waliło jej tak mocno, że aż bolały ją żebra. Teraz było to tylko przyjemne ciepło rozlewające się po jej wnętrzu. Nic poza tym…

- Jak ja dawno cię nie widziałem…- Westchnął i przytulił ją. Oddała uścisk wdychając jego perfumy. Tyle lat, a on wciąż używał tych samych.

- Ja ciebie też, lecz nie możesz mieć o to do mnie pretensji…- Odpowiedziała lekko się od niego odsuwając.

- Wiem, zdaję sobie z tego sprawę i nawet nie wiesz jak tego żałuję.- Wyznał, a ona wiedziała, że mówił szczerze. To było widać w jego oczach.

- Może…- Zagadnęła tajemniczo i uśmiechnęła się szerzej. Kto wie...? Może nie wszystko stracone.

~~*~~

Szybkim krokiem przemierzał szkolne korytarze. Jego cień odbijał się na ścianach. Musiał z nią porozmawiać.

Chcesz z nią porozmawiać… Odszepnęło sumienie.

Odwal się, już raz mi zrujnowałeś życie.

Trudno ci się przyznawać do błędu, co paniusiu?

Już ci coś powiedziałem!

O taak, bo ja się tak strasznie boje!

Idź sobie…

Nieee, kiedyś będziesz musiał mnie posłuchać! Jak długo będziesz rujnował sobie życie, hę!?

Nie twój zasrany interes…

O głupoto, bądź pozdrowiona!

Zjeżdżaj!

Ja cię słucham, jak zgaszonego radia, więc daruj sobie…

- Matko gadam sam ze sobą.- Jęknął pod nosem i już miał coś dodać, ale się rozmyślił, gdy usłyszał tak dobrze znany mu głos.

- Mm, jutro nie wiem… Ale najwyżej dam ci znać.- Wyjrzał zza rogu, a krew w żyłach niebezpiecznie mu się zagotowała. Nie, to chyba jakiś głupi żart. Oparł się o ścianę i spokojni e policzył do dziesięciu. Jestem arystokratą, opanowanym arystokratą i nikt mi nie będzie zabierał mojej własności. Co to, to nie! Spokojnie uspokajał się w myślach, by po chwili spokojnie ujawnić swoją obecność. Oparł się o ścianę i odchrząknął znacząco.

- Nie żeby coś… Ja się za tobą aż tak bardzo nie stęskniłem, ale jeśli tak bardzo chcesz się ze mną spotkać, to, dlaczego nie!- Mężczyzna odwrócił się w stronę kpiącego głosu, a kobieta westchnęła głośno i ukryła twarz w dłoniach. Arystokrata niezmieszany patrzył prosto w oczy swojego rywala. Hermiona widząc jak obydwoje zaciskają pięści, postanowiła to przerwać.

-, Co ty tu robisz?- Zwróciła się do blondyna, wychodząc przed Bułgara. Krum nie miał zamiaru niczego ułatwiać i położył ręce na tali Hermiony.

- Tak się składa, że jestem sponsorem tegorocznych wymian międzyszkolnych. Przygotowałem wstępny projekt wymagań i finansów, byłem u dyrektora, ale stwierdził, że przewodniczący rady będzie się w tym bardziej orientował…- Wytłumaczył lekko. Nie chciał się z nią kłócić. Tym bardziej, że Krum wszystko słyszał. Nie będzie dawał mu satysfakcji, nich wie, że to on ma przewagę!- A ty…- Tu zwrócił do Bułgara.- Raczej nie będziesz mi potrzebny.- Odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb korytarza.

- Przepraszam cię, załatwię z nim to, co trzeba i będziemy mieć spokój.- Uśmiechnęła się lekko do Wiktora. Mężczyzna spojrzał jej w oczy, jakby sprawdzał czy mówi prawdę. Po chwili skinął głową i pocałował ją w policzek.

~~*~~

Zatrzymał się w połowie drogi, oparł się o ścianę i starał uspokoić. Tak naprawdę to tylko on wiedział ile kosztowało go nie rzucenie się na tego idiotę z pięściami. Skoncentrował się na odgłosach wokół niego. Usłyszał skrawek ich rozmowy i uśmiechnął się do siebie. Ona chce się go pozbyć..? Naprawdę? Tylko dlaczego w to nie wierzy. Już raz popełniła błąd wiążąc się z Krumem. Cierpiała… Dalej chce tego samego?

Przez ciebie cierpiała jeszcze bardziej.

Warknął coś pod nosem, ale szybko doprowadził się do porządku, gdy usłyszał odgłos kroków. Wyprostował się i ruszył wolnym krokiem przed siebie, Już po chwili kobieta się z nim zrównała. Po 10 minutach drogi byli już na miejscu. Hermiona wyciągnęła różdżkę i przyłożyła ją do drzwi. Draco nie czekając na zaproszenie, rozsiadł się w salonie i wyciągnął papiery.

-Zaproponujesz coś do picia?

-Czego chcesz?- Zapytała zmęczonym głosem. Starała się mu pokazać całym swoim jestestwem, że nie chce mieć z nim niczego do czynienia.

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, panno Granger…- Poprawił ją swoim głosem wykładowcy.- I whisky poproszę.- Bez słowa nalała trunku do kieliszka i postawiła na stole.

- Przejdźmy do sedna.- Odparła matowym tonem i zajęła miejsce naprzeciw mężczyzny.

-Więc tak…

- Nie zaczyna się zdania, od „więc”…- Upomniała go mechanicznie.

- Yumy… WIĘC tak, tu masz rozeznanie finansowe na to półrocze… Spis aktywności szkolno wychowawczej i…- Spojrzał na nią i położył papiery na stole…- Zgadzasz się na to Granger, czy chcesz coś zmieniać?

- Nie, nie tak jest w porządku… - Odparła i zaczęła bawić się kieliszkiem.

- Granger, ja jeszcze niczego ci nie przedstawiłem…- Powiedział z przekąsem i wstał. Popatrzył na nią z góry i uśmiechnął się lekko.- Nie słuchałaś mnie…

- Nie prawda, słuchałam, tylko się zamyśliłam. Możemy kontynuować…

- Nie prawda. Odpłynęłaś…- Obszedł stolik i usiadł obok niej. Hermiona automatycznie odsunęła się od niego na bezpieczną odległość. Draco zaśmiał się cicho, ale jakąś tak sztucznie…

- Czyżbyś się mnie bała?

- Nie boję się ciebie, po prostu ci nie ufam.- Wyjaśniła spuszczając głowę na bok, tak by włosy zasłoniły jej twarz. Wstała z sofy i podeszła do okna.

- Granger, Granger, Granger…- Zacmokał i poszedł za nią.- Skarbie, precyzuj odpowiedzi, bo tak nie da się prowadzić rozmowy na poziomie, a chyba na tym nam zależy? Nie ufasz mi, czy sobie?- Wyszeptał Hermionie do ucha, a ta stanęła jak spetryfikowana.  Po chwili otrząsnęła się ze stanu, w jaki wprawił ją Malfoy i odwróciła się w jego stronę.

- Będzie lepiej, jeżeli już pójdziesz…- Położyła dłonie na jego klatce piersiowej, by go odepchnąć, choć na cal. Jednak Draco nawet nie drgnął. Pochylił się nad nią i uśmiechnął się kpiąco.

- Nie odpowiedziałaś… Zapamiętaj sobie tylko jedno…. Ja zawsze dostaje to, czego chce… A ty w tej chwili jesteś wyjątkowo słaba, kochanie…, Dlaczego?- Wszystko to szeptał zachrypniętym głosem wprost w jej usta.

- Nie jestem twoim kochaniem, Malfoy… Jestem silniejsza, niż ci się wydaje i nie próbuj mnie znów niszczyć, bo nie pozwolę ci na to…- Wyszeptała jeszcze ciszej, ale usłyszał wszystko… No, no, no… To zapowiada się niezła zabawa… W momencie, gdy już miał ją pocałować, usłyszeli głos.


- Mamo?-  W progu drzwi stał zdezorientowany Eryk wraz z wkurzonym Bułgarem.