środa, 20 listopada 2013

4. Rozdział


Hej : )

Mam dla was kolejną część broken heart :P

Dedykacja  dla wszystkich, ponieważ nie dam rady wymienić wszystkich, a nie chce żeby tu powstała druga notka : )

Dziękuję Wam, naprawdę… Jestem tak zachwycona komentarzami, że normalnie głowa mała .. :D

Ale mam do Was pytanie..

Czy czujecie się jakąś nie wiem… Pokrzywdzeni? Na przykład dlatego, że nie odpowiadam pod postem na komentarze..?

Pytam, bo zarzucono mi, że nie dbam o swoich czytelników ^^

Przepraszam, jeśli tak to odebraliście i serdecznie pozdrawiam :*

Rouse :*

PS. Każdy komentarz mile widziany :P i jeśli chcecie mogę zacząć Wam odpisywać : ) Jak uważacie mi to nie przeszkadza :P

 

~~*~~

 

     Nie można wszystkiego zaplanować… Czasami, gdy wydaje nam się, że wszystko jest w porządku, coś się psuje. Ona chciała tylko wyrzucić go ze swojego serca, sumienia i życia. Chciała się go pozbyć z fotografii, wspomnień, wszystkiego… Jednak jak to zrobić, gdy jego syn jest tak do niego podobny? A teraz? Stali naprzeciwko siebie i Malfoy musiałby być ślepy, żeby nie zauważyć podobieństwa. Po chwili wszyscy usłyszeli trzask portretu, który obwieścił, że pewien Bułgar nie jest zainteresowany ich towarzystwem.

- Chyba teraz nie zaprzeczysz, jeśli powiem, że mamy, o czym rozmawiać..?- Malfoy rzekł grobowym tonem i spojrzał w oczy Granger, które teraz były pełne łez. Co ona sobie do cholery myślała!?

- Eryku, czy możesz iść do mojej biblioteki..? Za chwilkę do ciebie przyjdę i wszystko CI wytłumaczę… A teraz daj nam moment.. Dobrze?- Hermiona łamiącym się tonem poprosiła syna, który jak spetryfikowany patrzył na swoją starszą kopię. Przytaknął mamie ruchem głowy i ruszył do małego pokoju na końcu korytarzyka.

- Znowu to robisz Malfoy… Pchasz się w moje życie nieproszony i wywracasz je do góry nogami, a później mnie zostawiasz ze wszystkim. Wiesz jak to jest? Wydaje ci się, że tym razem nie podołasz, jesteś sam w własnych ruinach i nie masz szans ani chęci, by się odbudować. Mnie to się udało tylko i wyłącznie dzięki Erykowi. Nie pozwolę ci go zabrać, rozumiesz? Nie oddam ci go, nie masz prawa tego ode mnie żądać! Nie po tym, co mi zrobiłeś!- Hermiona krzyczała dławiąc się własnymi łzami. Na początku na twarzy mężczyzny zauważyła zmieszanie, jednak później nałożył na siebie tę maskę, której zawsze używał… Szkoda, że go tak dobrze znała… Teraz nie da się oszukać… Nie tym razem…

- Nie przyszło ci do głowy, że ci nie pomagałem, bo nic o tym nie wiedziałem!? Jak mogłaś mi nie powiedzieć? A może po prostu zapomniałaś mnie łaskawie poinformować, że mam syna… Uciekłaś…- Odpowiedział zgryźliwie. W Hermionie się zagotowało. Jak ten pieprzony arystokrata śmiał od niej wymagać takich rzeczy!? Niewiele myśląc podniosła rękę, która sekundę później odcisnęła się na jego policzku.

- Ty sobie chyba żartujesz!? W jednym dniu dałeś mi papiery rozwodowe i odszedłeś z Christiną! Jak mogłam ci powiedzieć jak tego samego dnia dowiedziałam się o ciąży? Myślałam, że…- I nagle tutaj pojawiła się jakaś blokada. Spojrzała na niego z pogardą i przełknęła kolejną falę łez.- Wiesz co? Nie ważne… Nie mam zamiaru marnować ci czasu. Po prostu wyjdź i nigdy nie wracaj. A co do papierów to Helen na pewno ci pomoże. Śliniła się do ciebie przez całe śniadanie. A teraz wyjdź…- Wszystko to powiedziała ze stoickim spokojem. Jednak słyszał tam wyraźne nuty goryczy. 

- Miałem powody, których ty nie zrozumiesz… Łatwo jest oceniać i sądzić. Najtrudniej jest zrozumieć, więc bądź łaskawa i nie praw mi morałów.- Powiedział hardo patrząc jej w oczy.- Ja swoje odcierpiałem…

- Tak? I ty tu mówisz o ocenianiu..? Mam ci może przypomnieć, co robiłeś w szkole? Ale ja ci wybaczyłam… Mimo to ty i tak bawisz się w kata… Mam nadzieję, że przynajmniej masz z tego ubaw…, Bo ja zaczynam mieć tego wszystkiego dosyć.- Wyszeptała gorzko, pocierając ręką skronie.

- Chcę się z nim widzieć…- Rzucił obojętnie i odwrócił się do wyjścia.

-Co!? Z kim!?- Hermiona wyglądała jakby trafił ją piorun. To wszystko działo się zdecydowanie za szybko.

- Z moim synem. Chyba mi tego nie zabronisz? Chyba przez te 11 lat niewiedzy coś mi się należy..?- I wyszedł.

~~*~~

     Eryk był inteligentnym chłopcem. Uwielbiał książki i był w siódmym niebie kiedy mama pozwoliła mu odwiedzić swoją prywatną bibliotekę. Miała tam bardzo ciekawy księgozbiór, którego nie znajdzie w żadnej bibliotece. Mama sporo książek zwiozła z Francji i Australii od dziadków. Jednak mimo wszystko jego ślizgońska dusza nie pozwoliła mu przejść koło tego zamieszania obojętnie. Zakradł się jak najbliżej rodzicielki i podsłuchiwał rozmowy dorosłych. Wiedział, że nie powinien tego robić i mama nie byłaby z niego zadowolona, ale zdawał sobie sprawę z tego, że mama na 100% nie powie mu prawdy. Będzie chciała mu oszczędzić nerwów. Ale dlaczego ona miała się denerwować, a on nie!? Wsłuchiwał się uważnie w słowa mężczyzny. Na początku doznał lekkiego szoku. Jego tato stał właśnie w salonie i rozmawiał z mamą. Jednak z każdym słowem mamy, zaczął go coraz bardziej nienawidzić. Jak on mógł tak ją skrzywdzić!? I kim była ta cała Christina!? Gdy zobaczył jak jego… Nie to nie tak ma wyglądać… Może jeszcze raz… Gdy zobaczył jak starsza kopia jego wychodzi z pomieszczenia, po cichu udał się do biblioteki.

          Hermiona usiadła na skraju fotela i miała ochotę się rozpłakać. Nie odda mu Eryka… tego była pewna. Ale co jeśli on będzie chciał poznać ojca? Nie pytał o niego w ogóle. Ale każde dziecko powinno mieć dwoje rodziców. Zdawała sobie z tego sprawę, że Harry był cudownym wujkiem i pomagał jej na wszystkie możliwe sposoby, ale to nie wystarczy. A co jeśli Eryk będzie chciał zamieszkać z ojcem? Wtedy zostanie sama… Samotna łza spłynęła jej po policzku. Szybko ją jednak otarła. Nie może się teraz rozkleić! Musi jeszcze porozmawiać z Erykiem. Wstała ociężale z oparcia fotela i ruszyła w stronę biblioteczki. Uchyliła drzwi, bo zobaczyć, co robi jej synek. Siedział zaczytany w jakiś jeden z cieńszych tomów o Obronie Przed Czarną Magią.

-Mogę ci na chwilkę przerwać?- Zapytała zwracając na siebie uwagę chłopca. Spojrzał na nią, po czym uśmiechnął się szeroko.

-Jasne mamuś.- Zamknął książkę i starannie odłożył ją na miejsce.

- Nie zbytnio wiem, od czego mam zacząć. Skarbie, chciałabym byś wiedział, że jesteś dla mnie wszystkim i nigdy nie pozwoliłabym cię skrzywdzić.- Eryk skinął głową dając jej znać, że wie o tym. Odetchnęła głęboko i kontynuowała.- Nie wiem zbytnio jak mam ci to wszystko wytłumaczyć, bo sama jeszcze sobie z tym wszystkim nie poradziłam. Ten mężczyzna, który tu dzisiaj był to…- Nie potrafiła się przełamać. To wszystko ją przerastało. Spuściła głowę na dół tak, by włosy zasłoniły jej twarz.

- To mój tata… Prawda?- Usłyszała smutny głos swojego synka i gorycz ścisnęła boleśnie jej serce. Skinęła mu głową i rozpłakała się. Chłopiec podszedł do niej i przytulił ją mocno.- Mamo nie płacz, pamiętasz? To ty mi zawsze powtarzałaś, że wszystko będzie dobrze. Gdy ciocia Aleksa umarła powiedziałaś, że takie smutne momenty muszą czasami nas odwiedzić, byśmy później mogli cieszyć się z tych wesołych.- Hermiona otarła oczy z łez i uśmiechnęła się lekko.

- Ale mam mądrego synka.- Powiedziała, a Eryk się roześmiał.- A teraz mnie posłuchaj… Zadzwonię do wujka Harry’ego, przyjdzie do ciebie, ja muszę wyjść. Zgoda?

-Ale weźmie ze sobą James’a?- Zapytał z wesołymi iskierkami w oczach.

- Pogadam z nim.- Szepnęła konspiracyjnie Miona i udała się do salonu.

 

     Znowu przegrywała sama ze sobą. A obiecała… Obiecała Harremu i Ginny. Obiecała, że z tym skończy. Tyle razy ją straszyli, że jeśli się nie uspokoi, to może stracić wszystko. A jednak ona wciąż do tego wracała. To było mocniejsze od niej. Harry się wścieknie, ale jest jej przyjacielem. A wszystko to, przez Dracona. To on sprawił, że zapragnęła uciec od rzeczywistości, a tylko w ten sposób mogła to spokojnie robić. Po 10 minutach w salonie stał Harry z James’em na rękach. Uśmiechnęła się do niego ciepło.

-James, Eryk jest w bibliotece. Czeka na ciebie.- Poinformowała chrześniaka. Chłopiec uradowany pogonił do uwielbianego kuzyna. I co z tego, że jego wujek nie był z ciocią. I tak traktował ją, jako rodzinę.

- Dziękuję ci Harry. Nie chciałam zostawiać Eryka, muszę wyjść…- Spojrzała na niego zakłopotana. Czuła na sobie jego czujny wzrok i nie musiał nic mówić, by domyśliła się, że on wie.

- Znowu zaczynasz?- Spytał ją spokojni e. Nie powiedziała nic, ale on już i tak wiedział.- Dlaczego? Pamiętasz, co to z tobą robiło! Twierdzisz, że kochasz Eryka, a robisz mu największą na świecie krzywdę. Dosyć, że nie ma ojca, to ty jeszcze pozbawiasz go matki!- Krzyknął rozjuszony, chcąc sprowadzić przyjaciółkę na ziemie. W jej oczach błysły łzy, znowu przegrała…

- On tu był Harry… Eryk go widział. On będzie chciał mi go odebrać. Miał pretensje, że nie powiedziałam mu o tym, że ma syna. Nie poradzę sobie z tym sama. Ten ostatni raz. Proszę nie osądzaj mnie…- Wyszeptała i przytuliła się do niego z całej siły.

- Nie osądzam cię, ale sama wiesz najlepiej, że to nie jest rozwiązanie. Niszczysz siebie, Herm.

- Wiem, Harry. To już ostatni raz…- I teleportowała się.

 

~~*~~

 

     Po chwili już swobodnie dotykała stopami ziemi. Zimny wiatr rozwiewał jej włosy. Deszcz zacinał, utrudniając jej widoczność. Wieczorami ulica śmiertelnego nokturnu wyglądała naprawdę upiornie. Jednak ona się nie bała. Od 10 lat przychodziła w to samo miejsce, za każdym razem obiecując sobie, że to ten ostatni raz. Za każdym razem łamała tę obietnicę, zawodząc siebie i przyjaciół. Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę obskurnego budynku, koło którego roiło się wielu podejrzanych ludzi. Panie w skąpych strojach zachęcały do swoich usług. Ona jednak nie zwracając uwagi na różne zaczepki, szła w upragnionym kierunku.

      W końcu stanęła pomiędzy ścianą a skalnym wejściem, które było nieczynne od upadku Voldemorta. Ruszyła przed siebie. Na samym końcu znajdowały się dwie cegły, które wielkością różniły się od siebie. Dotknęła tej bardziej wykrojonej, a przed nią otworzyły się stare, skrzypiące drzwi. Gdy weszła do środka uderzył w nią zapach stęchlizny i padliny. W pomieszczeniu znajdowała się jedna brudna lampa, która dawała odrobinę mdłego światła. Ruszyła do lady, za którą stał kelner, układający szklanki.

- Jest Kornel?- Zapytała oschłym głosem, zwracając na siebie uwagę faceta.

- U siebie.- Odpowiedział równie oschle, nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem. Zadowolona z takie odpowiedzi ruszyła w stronę schodów. Gdy była już na górze, bez pukania weszła do jedynego pomieszczenia znajdującego się na piętrze.

- Witaj, Kornel… Stęskniłeś się?- Zapytała ironicznie, patrząc jak mężczyzna bez zmieszania odpycha od siebie kobietę pokroju tych z ulicy i uśmiecha się do niej promiennie.

-‘Erm  jak miło cię widzieć! Mam szykować to, co zawsze?- Zapytał, zacierając ręce.

- Tak, to, co zawsze…- Powtórzyła z nutką goryczy w głosie.

- Mm… jesteś pewna? Ostatnio mam bardzo dobry towar, klienci chwalą i szybko schodzi. Jest trzy razy silniejszy od twojego…- Mówił zachęcającym głosem szukając przy okazji woreczka. Przez chwilę zastanawiała się czy nie wziąć nowego specyfiku. Bynajmniej połowę działki, jednak po chwili przypomniała sobie słowa Harry’ego. Podziękowała za transakcję, po czym wzięła to, po co przyszła i uciekła z pokoju. Ruszyła w kierunku najbardziej pustego miejsca ulicy.

      Usiadła na krawężniku i wzięła do ręki malutki woreczek. Patrzyła w sypką zawartość i nie mogła zdobyć się na to, by otworzyć. Przypomniała sobie słowa Harry’ego. Po jej policzkach mimowolnie zaczęły spływać łzy. Po chwili uderzyły w nią też wspomnienia związane z Malfoy’em. Otarła policzki, po czym miała szarpnąć opakowanie, gdy jej sumienie podsunęło jej słowa:

 

„takie smutne momenty muszą czasami nas odwiedzić, byśmy później mogli cieszyć się z tych wesołych.”

 

Jej synek… Jej Eryk… Ona na to nie zasłużył… Hermiona z zawziętością otworzyła opakowanie i wysypała zawartość na rękę. Przez chwilę przyglądała się swojemu wybawieniu.

- To dla ciebie synku…- Szepnęła i zbliżyła rękę pod usta. Tylko po to by zdmuchnąć wszystko na ziemie. Resztę strzepała ręką i wytarła w dresy. Nagle usłyszała nad sobą cichy gwizd uznania i klaskanie. Uniosła głowę, bo spojrzeć na przybysza i mimowolnie jęknęła.

 

Nad nią stał… (a dowiecie się w następnym rozdziale :P)

sobota, 9 listopada 2013

3. Rozdział

Hej :P
Tak jak obiecałam, rozdział się pojawił. Przepraszam za koniec, mam nadzieję, że nikt mi nie zrobi krzywdy.. :D
Serdecznie Was zapraszam na mojego trzeciego ^^ bloga, prowadzonego wraz z Ludum.
Dla fanów poezji i wierszy. Mam nadzieję, że co poniektórzy znajdą coś dla siebie :D
Słoneczka, niestety nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział… Oczywiście to też zależy od Was :P
Jeśli się postaracie ( wiem, że dacie radę, wierze w Was : ) )to rozdział pojawi się za tydzień (sobota lub niedziela). A jeśli nie, to może za dwa : ). Ale głowy nie daję :D.
Nie przedłużam,
Zapraszam i pozdrawiam, :*
Wasza Rouse.
~~*~~   

      Każdy w ciągu swojego krótkiego życia rezerwuje dla siebie różne miejsca. W szkole, pracy, sercu… On kiedyś miał zarezerwowane wyjątkowe miejsce. Był wszystkim i niczym, każdą błahostką i poważnym problemem. Słońcem i burzą, smutkiem i szczęściem, Teraz był… A no właśnie…, Kim był? Spojrzała w jego świecące oczy i uśmiechnęła się szeroko. Jej serce przyśpieszyło lekko. Ale to nie to uczucie, które kiedyś ją nawiedzało względem niego. Kiedyś serce waliło jej tak mocno, że aż bolały ją żebra. Teraz było to tylko przyjemne ciepło rozlewające się po jej wnętrzu. Nic poza tym…

- Jak ja dawno cię nie widziałem…- Westchnął i przytulił ją. Oddała uścisk wdychając jego perfumy. Tyle lat, a on wciąż używał tych samych.

- Ja ciebie też, lecz nie możesz mieć o to do mnie pretensji…- Odpowiedziała lekko się od niego odsuwając.

- Wiem, zdaję sobie z tego sprawę i nawet nie wiesz jak tego żałuję.- Wyznał, a ona wiedziała, że mówił szczerze. To było widać w jego oczach.

- Może…- Zagadnęła tajemniczo i uśmiechnęła się szerzej. Kto wie...? Może nie wszystko stracone.

~~*~~

Szybkim krokiem przemierzał szkolne korytarze. Jego cień odbijał się na ścianach. Musiał z nią porozmawiać.

Chcesz z nią porozmawiać… Odszepnęło sumienie.

Odwal się, już raz mi zrujnowałeś życie.

Trudno ci się przyznawać do błędu, co paniusiu?

Już ci coś powiedziałem!

O taak, bo ja się tak strasznie boje!

Idź sobie…

Nieee, kiedyś będziesz musiał mnie posłuchać! Jak długo będziesz rujnował sobie życie, hę!?

Nie twój zasrany interes…

O głupoto, bądź pozdrowiona!

Zjeżdżaj!

Ja cię słucham, jak zgaszonego radia, więc daruj sobie…

- Matko gadam sam ze sobą.- Jęknął pod nosem i już miał coś dodać, ale się rozmyślił, gdy usłyszał tak dobrze znany mu głos.

- Mm, jutro nie wiem… Ale najwyżej dam ci znać.- Wyjrzał zza rogu, a krew w żyłach niebezpiecznie mu się zagotowała. Nie, to chyba jakiś głupi żart. Oparł się o ścianę i spokojni e policzył do dziesięciu. Jestem arystokratą, opanowanym arystokratą i nikt mi nie będzie zabierał mojej własności. Co to, to nie! Spokojnie uspokajał się w myślach, by po chwili spokojnie ujawnić swoją obecność. Oparł się o ścianę i odchrząknął znacząco.

- Nie żeby coś… Ja się za tobą aż tak bardzo nie stęskniłem, ale jeśli tak bardzo chcesz się ze mną spotkać, to, dlaczego nie!- Mężczyzna odwrócił się w stronę kpiącego głosu, a kobieta westchnęła głośno i ukryła twarz w dłoniach. Arystokrata niezmieszany patrzył prosto w oczy swojego rywala. Hermiona widząc jak obydwoje zaciskają pięści, postanowiła to przerwać.

-, Co ty tu robisz?- Zwróciła się do blondyna, wychodząc przed Bułgara. Krum nie miał zamiaru niczego ułatwiać i położył ręce na tali Hermiony.

- Tak się składa, że jestem sponsorem tegorocznych wymian międzyszkolnych. Przygotowałem wstępny projekt wymagań i finansów, byłem u dyrektora, ale stwierdził, że przewodniczący rady będzie się w tym bardziej orientował…- Wytłumaczył lekko. Nie chciał się z nią kłócić. Tym bardziej, że Krum wszystko słyszał. Nie będzie dawał mu satysfakcji, nich wie, że to on ma przewagę!- A ty…- Tu zwrócił do Bułgara.- Raczej nie będziesz mi potrzebny.- Odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb korytarza.

- Przepraszam cię, załatwię z nim to, co trzeba i będziemy mieć spokój.- Uśmiechnęła się lekko do Wiktora. Mężczyzna spojrzał jej w oczy, jakby sprawdzał czy mówi prawdę. Po chwili skinął głową i pocałował ją w policzek.

~~*~~

Zatrzymał się w połowie drogi, oparł się o ścianę i starał uspokoić. Tak naprawdę to tylko on wiedział ile kosztowało go nie rzucenie się na tego idiotę z pięściami. Skoncentrował się na odgłosach wokół niego. Usłyszał skrawek ich rozmowy i uśmiechnął się do siebie. Ona chce się go pozbyć..? Naprawdę? Tylko dlaczego w to nie wierzy. Już raz popełniła błąd wiążąc się z Krumem. Cierpiała… Dalej chce tego samego?

Przez ciebie cierpiała jeszcze bardziej.

Warknął coś pod nosem, ale szybko doprowadził się do porządku, gdy usłyszał odgłos kroków. Wyprostował się i ruszył wolnym krokiem przed siebie, Już po chwili kobieta się z nim zrównała. Po 10 minutach drogi byli już na miejscu. Hermiona wyciągnęła różdżkę i przyłożyła ją do drzwi. Draco nie czekając na zaproszenie, rozsiadł się w salonie i wyciągnął papiery.

-Zaproponujesz coś do picia?

-Czego chcesz?- Zapytała zmęczonym głosem. Starała się mu pokazać całym swoim jestestwem, że nie chce mieć z nim niczego do czynienia.

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, panno Granger…- Poprawił ją swoim głosem wykładowcy.- I whisky poproszę.- Bez słowa nalała trunku do kieliszka i postawiła na stole.

- Przejdźmy do sedna.- Odparła matowym tonem i zajęła miejsce naprzeciw mężczyzny.

-Więc tak…

- Nie zaczyna się zdania, od „więc”…- Upomniała go mechanicznie.

- Yumy… WIĘC tak, tu masz rozeznanie finansowe na to półrocze… Spis aktywności szkolno wychowawczej i…- Spojrzał na nią i położył papiery na stole…- Zgadzasz się na to Granger, czy chcesz coś zmieniać?

- Nie, nie tak jest w porządku… - Odparła i zaczęła bawić się kieliszkiem.

- Granger, ja jeszcze niczego ci nie przedstawiłem…- Powiedział z przekąsem i wstał. Popatrzył na nią z góry i uśmiechnął się lekko.- Nie słuchałaś mnie…

- Nie prawda, słuchałam, tylko się zamyśliłam. Możemy kontynuować…

- Nie prawda. Odpłynęłaś…- Obszedł stolik i usiadł obok niej. Hermiona automatycznie odsunęła się od niego na bezpieczną odległość. Draco zaśmiał się cicho, ale jakąś tak sztucznie…

- Czyżbyś się mnie bała?

- Nie boję się ciebie, po prostu ci nie ufam.- Wyjaśniła spuszczając głowę na bok, tak by włosy zasłoniły jej twarz. Wstała z sofy i podeszła do okna.

- Granger, Granger, Granger…- Zacmokał i poszedł za nią.- Skarbie, precyzuj odpowiedzi, bo tak nie da się prowadzić rozmowy na poziomie, a chyba na tym nam zależy? Nie ufasz mi, czy sobie?- Wyszeptał Hermionie do ucha, a ta stanęła jak spetryfikowana.  Po chwili otrząsnęła się ze stanu, w jaki wprawił ją Malfoy i odwróciła się w jego stronę.

- Będzie lepiej, jeżeli już pójdziesz…- Położyła dłonie na jego klatce piersiowej, by go odepchnąć, choć na cal. Jednak Draco nawet nie drgnął. Pochylił się nad nią i uśmiechnął się kpiąco.

- Nie odpowiedziałaś… Zapamiętaj sobie tylko jedno…. Ja zawsze dostaje to, czego chce… A ty w tej chwili jesteś wyjątkowo słaba, kochanie…, Dlaczego?- Wszystko to szeptał zachrypniętym głosem wprost w jej usta.

- Nie jestem twoim kochaniem, Malfoy… Jestem silniejsza, niż ci się wydaje i nie próbuj mnie znów niszczyć, bo nie pozwolę ci na to…- Wyszeptała jeszcze ciszej, ale usłyszał wszystko… No, no, no… To zapowiada się niezła zabawa… W momencie, gdy już miał ją pocałować, usłyszeli głos.


- Mamo?-  W progu drzwi stał zdezorientowany Eryk wraz z wkurzonym Bułgarem.

niedziela, 3 listopada 2013

Słonka kochane, poświęćcie mi chwilkę! :D

Tak ślicznie komentujecie, więc mam dla Was malutką niespodziankę.
Mam nadzieję, że si Wam spodoba :) 
Dziękuję, za to, że jesteście. 
Pozdrawiam :*
Wasza Rouse. 

PS. Kolejna notka już się pisze! Będzie za niedługo :) co powiecie na Sobotę...?

Czas…, Dlaczego wiecznie nam ucieka… Przecież go nie wyganiamy.  Chcemy, by, choć na chwilkę zwolnił, dał szansę na podniesienie się z bolesnego upadku. Jednak on nie słucha i uparcie pędzi do przodu. Mogłabym tu pisać o kolejnej miniaturce, która gdzieś we mnie siedziała przez pewien czas. Ale tym razem jest inaczej. Po prostu chcę Wam przedstawić coś zupełnie innego. Może się spodoba, może nie… Zostawiam do oceny. Jest troszkę inaczej. Wiele razy w życiu zadajemy sobie pytanie…, Co byłoby gdyby? Właśnie… Nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie. Od wieków nie udało się to filozofom, wróżkom ani filozofom. A ja? Postaram się Wam to pokazać. Jeżeli tylko chcecie się dowiedzieć jak brzmi odpowiedź na to pytanie, zostańcie ze mną jeszcze przez chwilkę. Przez moment, a to wystarczy…
Zatłoczona ulica, ludzie uparcie próbują zdążyć na czas. Nieustanny wyścig szczurów. Spieszyli się obydwoje. Po sławę, pieniądze, sukces. A wystarczyła jedna chwila, by zwolnić. Zastanowić się przez chwilkę, a wszystko potoczyłoby się inaczej.  Spieszył się, ministerstwo nie było wyrozumiałe, jeśli chodzi o spóźnienia. Pod gmachem budynku praktycznie prawie biegł, zerknął na zegarek i właśnie wtedy jego świat wywrócił się do góry nogami.
Naprawdę się spieszyła, ale widocznie coś zrzekło się przeciw niej. Budzik nie zadzwonił dzisiaj w ogóle, czerwone światło na pasach dla pieszych, a teraz wpada na jakiegoś człowieka, który klnie pod nosem.  Jednak zostało mu coś jeszcze z gentelmana, bo gdy tylko się podniósł podał jej rękę.
Spojrzał jej w oczy. Strasznie kogoś przypominała. Dopiero, gdy ozięble podziękowała i odeszła rozpoznał ją. Mimo tego, że tak bardzo się spieszył, wodził za nią wzrokiem. Nagle kilka rzeczy działo się zdecydowanie za szybko. Czas znacznie przyśpieszył. Chciał, by on nie zdążył. Wielka cysterna z zadziwiająco szybką prędkością wyjechała na pasy dla pieszych, po których szła Ona. Pędem ruszył w tamtą stronę, jednak było już za późno.
~~*~~
Chyba zdajecie sobie sprawę, co dalej, prawda? Pogrzeb, na którym się pojawił. Ale do końca gryzła go ta świadomość, że to przez niego. I gdy leży na łóżku w swoim apartamencie, nie może dać sobie z tym spokoju.  Wtedy robi coś, o czym myślał już od dłuższego czasu. Sięga po zmieniacz czasu, przekręca pokrętło i mija wszystko to, co go spotkało. Nagle znajduje się na puste ulicy. Zatrzymuje wskazówki zmieniacza, a wokół niego pojawiają się ludzie. Szuka jej wzrokiem, idzie w jego stronę. Wpada na niego, lecz on ją łapie. Dziękuje mu tym samym tonem. I odchodzi. Nagle coś go pchnęło i w ostatniej chwili łapie ją za rękę. Z krzyżówki wyjeżdża cysterna i przejeżdża na czerwonym świetle przez puste pasy. Ona spojrzała mu w oczy i skinęła głową.
- Może zjesz ze mną? Niedaleko jest naprawdę dobra knajpka…- Zaproponował. A ona się zgodziła. Czy wiecie jak to się potoczyło dalej? Z pewnością nie była to wesoła bajka z kolorowymi napisami „I żyli długo i szczęśliwie”. Bo tak nie było… Mieli swoje wzloty i upadki. Ale byli razem..
Dlatego nie traćmy czasu. On nie wróci. Ja miałem to szczęście, lecz Ty możesz go nie mieć, więc poświęć chwilkę czasu, zatrzymaj się i odetchnij, a wszystko wróci do normy.

Draco Malfoy


piątek, 1 listopada 2013

2. Rozdział

Kochani, przepraszam… Przepraszam wszystkie blogerki, którym obiecałam nadrabiać zaległości w czytaniu, ale moje Drogie ja naprawdę cierpię na bardzo poważną chorobę zwaną powszechnie Brakiem Czasu. Z „językiem na brodzie” dodaję kolejną część. Oczywiście obiecuję, że zaległości nadrobię.
Rozdział już obiecany
Dla Lili, za przepiękne opisy na GG,
Ale i dla wszystkich komentujących, i tych których zawiodłam. Naprawdę mam wyrzuty sumienia…
Ale nic, muszę to nadrobić i tyle.
Na razie zapraszam bardzo gorąco do przeczytania i skomentowania. Proszę uszanujcie moją pracę i ocenicie nawet jeśli mielibyście ją (konstruktywnie) skrytykować, bo tego mi trzeba.
Nie przedłużam, Rouse :*

~~*~~
   
  Historia taka jak każda inna. Nie potrafimy zmienić początku ani końca. Kości zostały rzucone i nikt nie potrafi tego odwrócić. Ziarnka klepsydry stukają o szybkę. Są uwiezione tak jak ona… One mają swój świat. Ona również.
    W życiu spotykają nas różne sytuacje. Najbardziej bolesne są te, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Ale tłumimy to w sobie, by nie urazić najbliższych osób. Kotłujemy w sobie wszystkie negatywne emocje, które zmiana na dzień przebierają na sile. Już wtedy nie mamy jak walczyć. Nie możemy walczyć ze samym sobą. Najłatwiejszą drogą jest ucieczka z własnego ciała, ucieczka od zmysłów…
     ~~*~~

    Czuła, że sobie z tym nie poradzi. Przestała panować nad sobą i z minuty na minutę płuca odmawiały następnych porcji tlenu. Powoli osuwała się na ziemię. Każdy fragment ciała, najmniejsza tkanka, komórka żyły własnym życiem jakby chciały wydostać się z tego chorego układu, rozerwać ją na części. W ostatniej chwili zobaczyła jak blondyn pochyla się nad nią. Jednak odwróciła głowę i wyszeptała:

-Zostaw mnie…- I odpłynęła.

    A najgorsze w tym wszystkim było to, że on posłuchał… Tak po prostu ją zostawił. Nie odwracając się za siebie. To koniec.

~~*~~

- Hermiono, otwórz oczy. Powoli, właśnie tak, spokojnie…- Ktoś bardzo dokładnie instruował ją w dalszych poczynaniach. Słuchała, tylko dlatego, by go rozpoznać. Była pewna, że skądś za tan głos. Jej wysiłki dawały rezultaty, bo po chwili widziała już wszystko. I pierwszym co zauważyła, był uśmiechnięty Blaise, który świecił jej latarką w oczy. Powoli zaczynała sobie przypominać, co się stało. Oczy ponownie się zaszkliły, a z gardła wydarł się żałosny szloch.- Ej, mała nie histeryzuj, tylko powiedz mi, czy ty wiesz to, co ja się przed chwilką dowiedziałem.- Spojrzała na niego z niezrozumieniem, po chwili otworzyła szerzej oczy, a Diabeł mógł dopatrzeć się tam czystego przerażenia i paniki.

- Nie możesz mi tego zrobić.- Powiedziała hardym głosem, co nieco zbiło z tropu lekarza.

-Jestem lekarzem prowadzącym, więc sama rozumiesz… Powiedz mi lepiej, który to miesiąc…

- Trzeci…

~~*~~

Drogi pamiętniku!
Tak właśnie zaczęły się moje początki. Możesz sobie pomyśleć jakie początki… A jednak, wtedy to był początek mojego życia wraz z Erykiem. Mój mały paradoks.
A może wytłumaczę wszystko od nowa.
Tak jak podejrzewałam Draco zginął w otchłaniach wraz ze swoją pięknością. Nie odwiedził mnie w szpitalu choć leżałam tam jeszcze przez tydzień. Blaise był moim lekarzem prowadzącym, ale i najlepszym przyjacielem. Mimo, że regularnie spotykał się z Draconem nie wspomniał mu o dziecku. Byłam mu naprawdę wdzięczna… A dzisiaj Eryk skończył 11 lat. Właśnie spakowałam go i wyruszamy do Hogawrtu, obydwoje. On jako uczeń, a ja jako nauczycielka. Tak, dobrze widzicie… Będę uczyć zaklęć w klasach starszych, a Filius w Młodszych. Już nie mogę się doczekać.

~~*~~

- Eryku! Spakuj jeszcze moje książki, bo mi się już nie pomieszczą!- Hermiona upychała rzeczy swoje i synka do olbrzymiego kufra.

- Mamo, przecież możesz się w każdej chwili teleportować i nie denerwuj się. Nie pali się… Jak się spóźnię to nic się nie stanie.- Odpowiedział spokojnie blondyn i oparł się o framugę. Hermiona uśmiechnęła się do niego. Przecież on był niemożliwy! Wykapany ojciec… Nawet trochę nie był do niej podobny. Te same oczy, włosy i charakter. Jednak nie, jej syn potrafił kochać.

- Dlaczego nie chcesz jechać pociągiem? Ja to uwielbiałam!

- Z tamtymi dzieciakami?- Chłopiec skrzywił się nieznacznie. Tak samo jak On… Na szczęście Eryk nie pytał zbyt często o ojca. Odbyła z nim jedną z „rodzicielskich” rozmów z synem. Gdy zauważył jaka smutna wtedy była i (co go najbardziej przeraziło) jakie smutne były oczy rodzicielki, postanowił nie drążyć tematu i zapytać o lody.- Oni zachwycają się wszystkim co ma w sobie chociażby cal magii. Nie wytrzymałbym z nimi nawet sekundy… - Stwierdził dyplomatycznie i podszedł do matki.- Wiesz co mamo? Boję się… A co jak trafie do tego samego domu, w którym był on… Bardzo będziesz się gniewać..?- Hermiona spojrzała na niego dziwnie.

- Jak możesz pytać mnie o takie rzeczy? Jesteś moim synem i niezależnie od tego w jakim będziesz domu będę cię kochać równie mocno. Ostatni raz przytuliła syna i nakazała znieść kufer.- I tak wiem, że będziesz w Slytherinie.- Mruknęła do siebie i teleportowała kufer z ubraniami.

~~*~~

- Witam wszystkich zebranych! Rozpoczynamy kolejny rok w Hogwarcie. Dla jednych jest to już ostatni rok nauki, a dla niektórych jest to początek niesamowitej przygody. Za chwilkę przydzielimy naszych pierwszorocznych, ale jeszcze wcześniej chciałbym serdecznie powitać naszego sponsora tegorocznych wymian. Proszę o piękne podziękowania dla  Dracona Malfoy’a!- Po sali przebiegły głośne brawa, okrzyki radości i wiwaty. Draco stanął z miejsca i skinął głową.- Tak więc zapraszam pierwszorocznych wraz z nową-starą nauczycielką Zaklęć. Panno Granger, zapraszam!

     Drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszły lekko przestraszone dzieci. No z wyjątkiem pewnego blondyna, który z lekko znudzonym wzrokiem obserwował obrazy wiszące w Wielkiej Sali. Chłopiec od razu przykuł jego uwagę, choć tak naprawdę wzrokiem szukał owej nauczycielki od zaklęć. Jednak ten pierwszoroczniak skutecznie zwracał jego uwagę. Był niemożliwie do niego podobny i to nieodparte wrażenie… Nie! To niemożliwe! Przecież by wiedział! Hermiona nie zwracała na niego uwagi, co go niemiłosiernie denerwowało! Jednak ona sięgnęła po tiarę i usadziła ją na podeście. Granger usiadła na miejscu przy stole nauczycielskim, a tiara zaczęła śpiewać:

Czymże są magia i czarnoksięstwo,
Gdy cnót nie poprze ich koalicja?
Jeśli nie wesprą ich praca, męstwo,
Bystrość, ambicja?

Kiedy u naszej szkoły zarania
Czworo ją magów na błoniu stawia,
Każde ku innej cnocie się skłania,
Inną wysławia.

Śliczna Hufflepuff wytrwałość chwali
I pracę ciężką szanuje wielce;
Dzielny Gryffindor – nerwy ze stali
I mężne serce;

Zmyślna Ravenclaw sławi intelekt,
Umysł otwarty, w zagadkach biegłość;
Chytry Slytherin ceni fortele,
Spryt i przebiegłość.

Jeśli spytacie, kto, moi mili,
Miał rację z czworga założycieli,
To ja odpowiedź dam wam w tej chwili,
Że wszyscy mieli.

Więc nim do domów wnet was przydzielę,
Które mi wskażą wasze zdolności,
Tę wam wskazówkę dać się ośmielę:
Siła w jedności!

A gdy nadejdzie godzina próby,
Niech każdy wspomni na Hogwart luby
Wiedząc, że swary wiodą do zguby,
Jedność do chluby!


Piosenka się skończyła i dzieci zaczęły podchodzić do stołka. Draco nadal obserwował małego blondyna, który dyskretnie ziewnął w rękaw. Uśmiechnął się pod nosem. Po chwili przyszła jego kolei.

- Eryk Granger!- Chłopiec podszedł spokojnie do tiary, skinął głową i usiadł na stołku.- Hmmm… Tu nie będę miała wątpliwości… Jesteś zupełnie taki jak ojciec i choć czasem udziela ci się temperament matki, to płynie w tobie naprawdę rzadko spotykana krew. Jedna wskazówka z mojej strony to uwierz w swoje siły, a wtedy możesz wszystko.- Slytherin!

   Chłopczyk spojrzał niepewnie na matkę, która popatrzyła na niego z promiennym uśmiechem i skinęła głową. On również się uśmiechnął i ruszył w stronę swojego domu. Natomiast Draco siedział niczym spetryfikowany. Na początku wydawało mu się, że to po prostu zbieg okoliczności, a teraz miał ochotę wrzeszczeć, podejść do chłopca i co? Spuścił bezradnie głowę. On nie mógł nic… Przez własną głupotę, nie mógł nic. Ale w końcu (chyba) miał jakieś prawa! Jego rozważania przerwało następne nazwisko.

- Christina Malfoy!

Spojrzała na dziewczynkę o ciemnych włosach i szarych oczach. Serce poruszyło się niebezpiecznie, lecz już nie rozpaczało tak jak przedtem.

-Slytherin!

Po godzinie przedzielania uczniów, spotkała się jeszcze z synem, by dowiedzieć się jak pierwsze wrażenie. Jednak wszystko mu się podobało, dyrektor znośny, tylko miał wątpliwości do Mistrza Eliksirów, który był jego wychowawcą. Hermiona skwitowała to śmiechem. Już miała się udać do swoich własnych kwater, gdy usłyszała za sobą męski głos. Głos, od którego wcześniej jej serce biło nienaturalnie szybko. Teraz już traktowała go normalnie i on o tym wiedział.
Odwróciła się, by spojrzeć na rozmówcę.
I w tym momencie stanęła twarzą w twarz z cholernie przystojnym mężczyzną.