niedziela, 26 stycznia 2014

6. Rozdział

Dla wszystkich, którzy czekali :*

 Świat jest cholernie nie sprawiedliwy. Wiedziała o tym od bardzo dawna. Przekonała się, że nie warto ufać ludziom. Zwłaszcza swoim przyjaciołom, zwłaszcza tym najbliższym. Oni doskonale wiedzą, kiedy wbić nóż w plecy. I mimo tłumaczeń, błagań, próśb i gróźb oni wiedzą swoje. Najgorzej jest uodpornić się na krzywdę, którą wyrządza ci bliska osoba. Bo jeśli jest to wróg, to możesz być na to przygotowany. Ludzie w dzisiejszych czasach nie wiedzą, co to jest przyjaźń czy miłość. Hermiona była o tym więcej niż przekonana. Liczyła się tylko hierarchia wartości i większe ego. Jeśli byłeś na wysokim poziomie, przetrwasz. Jeśli jesteś zwykłym szarym człowiekiem, skończysz swoje życie tak samo jak zacząłeś. Jednak za nic nie spodziewała się tego po Harrym. Przecież zostawiła mu jej największy skarb, a on pozwolił Malfoy’owi na zbliżenie się do jej syna! Mimo wszystko zdawała sobie sprawę z tego, że Eryk to również syn Dracona, ale tu sprawa wyglądała całkiem inaczej. Malfoy miał wszystko, czego tylko sobie zapragnął. A ona miała tylko Eryka i marną posadę nauczyciela Zaklęć.  Tak, marną. Bo przecież w porównaniu z dyrektorem spraw departamenckich, czy urzędowych jej posada była dosyć skromna. Potarła ręką skronie i westchnęła głośno.

-Herm, ja ci naprawdę wszystko wytłumaczę. To po prostu zwykły zbieg okoliczności. A dzieciaki chciały grać i tak jakąś wyszło i…- Harry nawijał jak katarynka. Reakcje zebranych były różne. Blaise patrzył z zaciekawieniem na obu Malfoy’ów, którzy mieli identyczne wyrazy twarzy. Eryk szarpnął Dracona za rękaw marynarki i szepnął do niego: „No to wujek wpadł”, co wywołało śmiech u James’a. Hermiona Patrzyła na blondyna z mieszanymi uczuciami. Byli dorośli, a zachowywali się jak dzieci. Musiała sama przed sobą przyznać, że zabawa w kotka i myszkę zaczęła ją poważnie męczyć. W dodatku to ona zawsze była ofiarą i wpadała w każdą nawet najmniejszą pułapkę zastawioną przez Malfoy’a. Harry z każdą chwilą bladł coraz bardziej, a Blaise nie mógł powstrzymać złośliwego chichotu. Potter chciał zabić go wzrokiem, lecz mu się to nie udało.

- Harry, skończ. Dziękuję ci za opiekę na moim synem, teraz możesz już sobie iść. James mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś.- Pogłaskała chrześniaka po główce i cmoknęła w policzek.- Przekaż proszę, Ginny, że nie wiem czy będziemy w niedziele na obiedzie. Pozdrów ją. – Harry skinął głową i teleportował się wraz z synem.

Hermiona ogarnęła wzrokiem resztę towarzystwa i maiła ochotę się rozpłakać. Jednak szybko odgoniła od siebie tą natrętną myśl. Blaise wczuł się w sytuację i zaszedł Eryka od tylu.

- Młody, chodź. Zmywamy się stąd. Ostatnio dokonałem diamentowego zakupu. Kupiłem Go Try 6. Ogarniemy instrukcję i idziemy grać. Niech sobie dorośli pozałatwiają, co tam mają.- Eryk wyszczerzył się radośnie i pokiwał głową. Hermiona skinęła do Zabiniego w ramach podziękowania i usiadła w salonie.

Draco jakby się niczym nie przejmując, wyczarował sobie brandy i dwa kieliszki. Jeden postawił przed kobietą, a drugi zostawił sobie, poczym rozlał szkarłatnego płynu i wyciągnął się w fotelu naprzeciw Hermiony. Pierwszy kieliszek tak jak trzy kolejne wypili w ciszy. Spokojnie patrzył na nią tymi swoimi szarymi oczami i za wszelką cenę chciał sobie przypomnieć smak jej ust. Doskonale pamiętał tamten dzień, w którym dostał list od ministerstwa. O ile dla niej to była kompletna zdrada z premedytacją, o tyle dla niego to była kolejna misja. Pracował w ministerstwie, jako Auror do spraw specjalnych i Hermiona doskonale o tym wiedziała. Jednak tamtego dnia argentyński rząd sprzeciwił się ustrojowi angielskiemu, wygrażając się ujawieniem akt z pierwszej wojny. Nie ukrywajmy, że dla rządu angielskiego to byłby cios poniżej pasa. Dlatego minister od spraw zewnętrznych zaproponował ugodę. Rząd argentyński wysłał swoją najlepszą partię, w postaci ślicznej Aurorki z wydziału szpiegowskiego. Musiał pozbyć się wszelkich dowodów, potwierdzających jego obecny stan. Jego jedynym wyjściem było „odrzucenie” Hermiony. Gdyby powiedział jej o wszystkim, a jego plan zacząłby się sypać, mógłby pozbawić jej życia. Dlatego postawił na drastyczne środki. Chciał jej to wszystko wytłumaczyć zaraz po tym jak wszystko się rozwiąże. Jednak Granger go uprzedziła i wyjechała sam Merlin wie gdzie. Gdy wróciła do Anglii, a jemu udało się pomyślnie zakończyć sprawę, okazało się, że Granger ma dzieciaka. Myślał, że go szlag trafi na miejscu! Zrozumienie przyszło, gdy zobaczył Eryka. No cóż, żeby było zabawniej, jego ojciec z matką ostro sobie pofolgowali i gdy przekroczył próg własnego domu ujrzał 10 letnią dziewczynkę zabójczo podobną do niego. Gdy rodzice wszystko mu wyjaśnili, postanowił zrezygnować z tej całej maskarady ministra i zająć się czymś mniej ryzykownym, przy okazji zdobyć od nowa Hermionę. Wydawało mu się to zwykłą dziecinadą, ponieważ był pewny swego zwycięstwa. Granger była strasznie uczuciowa i był zdania, że rzuci jej jakiś łzawy tekst i ta wpadnie w jego ramiona. Jednak tu go również zaskoczyła. Zmieniła się i to nie do poznania. Na domiar złego kręciło się wokół niej kilku podejrzanych typów poczynając od Kruma, a kończąc na jakimś napalonym siódmoklasiście, którego „przypadkiem” podsłuchał na korytarzu. A teraz piła już czwarty kieliszek brandy i musiał na nią uważać, bo z tego, co pamiętał, to miała strasznie słabą głowę. Ale z drugiej strony jak będzie „lekko” wstawiona to nie będzie wrzeszczała, rzucała się i da mu dojść do słowa.

- Może zaczniesz coś w końcu mówić? Szybciej zaczniemy, szybciej skończymy. I dalej znikniesz sobie do swojego idealnego życia.- Jej głos był wyprany z jakichkolwiek uczuć i emocji. Po części go to przeraziło, a po części po prostu zaskoczyło.- Jutro mam lekcje, nie chciałabym wpaść tam z wielkimi worami po oczami i straszyć uczniów.

- Cieszy mnie to, że w końcu pojęłaś, że jednak mamy, o czym rozmawiać. Jeszcze wczoraj twierdziłaś, że nie mamy, o czym. Nie uważasz, że powinniśmy tolerować się bynajmniej ze względu na naszego syna?- Hermiona roześmiała się i odstawiła kieliszek na stół. Spojrzała na niego wyraźnie rozbawiona, co go mocno zdziwiło, ale też zrobiło mu się dziwnie gorąco.

- Naszego syna? Jejku, jak to brzmi…- westchnęła i ponownie zatopiła się w miękkim fotelu.- Eryk cię polubił.- Dodała już spokojniej. Spojrzała na niego już innym wzrokiem, który zmusił go do poważniejszego zastanowienia się nad jej słowami.- Postaraj się proszę go nie skrzywdzić. Nie rób mu tego, co zrobiłeś mi, bo cię zabije.

- No nie przesadzajmy… Brzmi to całkiem, całkiem…- Zmienił temat by rozładować napięcie między nimi.- Wiesz, że zawsze zastanawiałem się jak to jest być ojcem? Wtedy, gdy tak myślałem byłem pewien, że będę go rozpieszczał do granic nieskończoności, uczył grać w Quddicha…- Odpowiedział rozmarzonym wzrokiem, a Hermiona prychnęła.

- A co z twoją córką?- Zapytała tak nagle, że Malfoy zachłysnął się pitym napojem.

- Moją… córką?- Wydukał zdziwiony.

- Malfoy nie rób ze mnie idiotki. Przecież byłam na uroczystości przydziału. Christina? Tak miała na imię?- Hermiona ze zdumieniem obserwowała reakcję Dracona, odnotowując głęboki szok, a zaraz po tym ulga i zrozumienie.

- Nie robię z ciebie żadnej idiotki…- Odparł dziwnie rozbawiony.- Ja po prostu, najnormalniej w świecie posiadam tylko syna, a co więcej dowiedziałem się o tym stosunkowo nie dawno.- Zakończył dyplomatycznym tonem.- Granger, idź może już spać, bo majaczysz. A jutro jak trafnie zauważyłaś masz lekcje.- Hermiona na chwiejnych nogach podniosła się z fotela i skinęła głową. Nie była pijana, choć troszkę szumiało jej w głowie. Była pewna, że Malfoy robi to wszystko specjalnie! Skończony drań. Odszepnęła mu cichutkie „dobranoc” i ruszyła do swoich prywatnych kwater.

~~*~~
Eryk właśnie wracał od Blaise’a. Normalnie uwielbiał tego gościa! Nie wiedział dokładnie, kim on jest, ale dogadywał się z nim wręcz śpiewająco. W pewnym sensie traktował do jak ojca, a on nie miał nic przeciwko. Właśnie zmierzł do pokoju wspólnego, Slytherinu, kiedy usłyszał szloch i ściszone głosy.  Spokojnie podszedł do jednego z licznych zakamarków. Wyjrzał zza rogu by nie ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi i wmurowało go w ziemie. Na ziemi siedziała jakaś krucha istotka, która cichutko szlochała, a nad nią stał jakiś drugoklasista i dziewczyna, którą chyba znał z widzenia. Obydwoje celowali w szlochająco osóbkę różdżkami, a chłopak miał jakiś zeszyt w ręce i cicho szeptał. Bez zastanowienia wyjął z kieszeni różdżkę i wycelował w sprawców, Najpierw obezwładnił chłopaka zaklęciem, którego nauczył się z książek mamy. A dziewczyna zaczęła krzyczeć, więc i ją potraktował tym samym zaklęciem. Szybko podbiegł do łkającej dziewczynki, upewniając się, że nic jej nie jest.

- Ej, ej nie płacz już. Wszystko ok.?- Zapytał, a blondynka popatrzyła na niego nie ufnie, po czym skuliła się jeszcze bardziej.- Nie bój się mnie, mam na imię Eryk. Co się stało?- Dziewczynka nic nie odpowiedziała, tylko wtuliła się w niego. Nie zbytnio wiedział, co ma robić, więc uspokajająco poklepał ją po plecach. Po chwili obydwoje usłyszeli kroki i potężny ryk.

-CO TU SIĘ DZIEJE!?- Zza rogu wyszedł słynny postrach Hogwartu. Spojrzał na dwóch „winowajców” i na dwa obezwładnione ciała.- No jak zwykle! Granger i Malfoy! Merlinie, Salazarze! Za jakie grzechy!? I co się tak gapicie!? Dalej będzie powtórka z rozrywki!- Wrzeszczał jak opętany. W końcu Eryk wywrócił oczami i spojrzał na profesora od eliksirów.

- Mógłby profesor tak nie krzyczeć? Ja nic nie zrobiłem, ona płakała, a oni…- Tu wskazał na pozostałą dwójkę.- Stali z wyciągniętym różdżkami w jej kierunku. Nic więcej nie wiem.- Wytłumaczył spokojnie Eryk.

- Nic mnie to nie obchodzi. Tam gdzie jest Malfoy i Granger w jednym miejscu. To oznacza mieszankę wybuchową. Niestety nikt wam nie wykupił monopolu na rujnowanie zamku i tym bardziej mi życia, więc ruszcie się do gabinetu dyrektora. Zaraz będą tam twoi rodzice.- Warknął w stronę blondyna, który pokrzywił mu się, gdy ten tylko się odwrócił.- Widziałem.- Odwarknął, na co Eryk spuścił głowę z miną niewiniątka.- Ruszać się!

~~*~~
Hermiona zdążyła już sobie kimnąć, gdy nagle do jej kwater wpadł uśmiechnięty Malfoy. Przetarła oczy i spojrzała na niego z niezrozumieniem i niemym wyrzutem.

- Granger, wstawaj! Albo nie, bo mi tu padniesz! Normalnie nie uwierzysz! Nasz syn jest u dyrektora, a nas wyzywają.- Powiedział rozweselony. Hermiona, która jeszcze nie do końca się obudziła.

- O czym ty mówisz?- Hermiona nieprzytomnie błądziła wzrokiem po twarzy blondyna. Coś nie dobrego drgnęło w niej. Zawsze, gdy się budziła obdarowywał ją tym uśmiechem. Nie, Hermiono masz z tym skończy!

- Eryk coś przeskrobał i Snape usadził go u dyrektora.- Hermionie oczy wyskoczyły z orbit.

- Ty sobie chyba żartujesz?! Mój syn u dyrektora?

- Skarbie, zważ na to, że pobił nawet naszą dwójkę. Nie minął nawet pierwszy dzień nauki.- Rzucił wesoło i dosłownie wyciągnął Granger z łóżka.- Idziemy.

- Malfoy, normalnie widać, że to twój syn…- Mruknęła, gdy wychodzili po schodach.

- Ooo, teraz jest mój?- Zapytał rozbawiony, przeskakując, co dwa schody do góry.

Po chwili obydwoje byli już na miejscu. Hermiona odetchnęła głębiej i przekroczyła próg gabinetu dyrektora. Draco poszedł zaraz za nią i musiał uważać, by nie parsknąć śmiechem. Przed dyrektorem siedział jego syn i Christina, która mimo zaczerwienionych od płaczu oczu, radośnie wcinała dropsy, które na przemian losowała z dyrektorem. Eryk zaś patrzył na to z przymrużonych oczu z wyraźnym znudzeniem.

- O już jesteście! No to możecie zabrać ze sobą dzieciaki. Eryk zdobył dla swojego domu 20 punktów. Zmykajcie!- Dumbledore klasnął wesoło w dłonie i uśmiechnął się serdecznie do blondyna, który tylko w ramach podziękowania, skinął głową, a Draco poczuł rosnącą dumę.

- Ale co się stało?- Zapytała roztrzęsiona Hermiona.

- Nic takiego, długo by tu opowiadać.- Zbył mamę Eryk i zsiadł z wysokiego fotela.- To, co Christi? Do jutra?

- Tak, tak, do jutra.- Wyszczerzyła się do niego.- A co mamy pierwsze?- Zapytała z zainteresowaniem. Eryk uśmiechnął się typowo po Malfoy’owsku

- Eliksiry, radziłbym ci się wyspać. Dobranoc.- Zwrócił się do dyrektora i spojrzał na rodziców.- No, co? A z resztą… Idę do pokoju. Dobranoc.- I już go nie było.

~~*~~
Hermiona nie wyspała się tej nocy. Była rozkojarzona i zmęczona. Wielkie było jej zdziwienie, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Była to połowa pierwszej lekcji. Ona zaczynała od trzeciej. Ruszyła by otworzyć, ale zaraz tego pożałowała. Na ziemi stał ogromny kosz czerwono- czarnych róż. Hermiona schyliła się by podnieść prezent. Już miała zamykać drzwi, gdy zauważyła, że z koszyka wypadła mała kartka zapisana czarodziejskim pismem, które rozsypywało i układało z powrotem literki, by tworzyły zdania.


Czerwony ogień odprawia tańce szaleńcze,
połyka wszystko, co spotka na drodze.
czarna kula wbija się w czerwone, bijące serce.
Umiera świat, umiera ziemia.
Umiera wszystko, co warte było istnienia...

poniedziałek, 6 stycznia 2014

5. Rozdział

Hej! :)
Tak jak obiecałam, rozdział pojawił się :)
Ostrzegam, że połowa rozdziału jest mniej więcej kanoniczna, za to druga bardziej przypomina perypetie. Od dawna miałam ten pomysł w głowie i zastanawiałam się, w którym miejscu go umieścić i stwierdziłam, że tu może  być ciekawie :P
Dla wszystkich, którzy czekali.
Pozdrawiam.
Rouse :*

Czas upływał tak szybko, że nie miał zielonego pojęcia, kiedy największe „szczęście” przepuścił między palce. I jest jeszcze Christina. Pokręcił głową. Tak to właśnie jest, gdy wszyscy wiedzą lepiej od Ciebie, a Ty stoisz po środku tego cholernego tajfunu. I niech mu ktoś teraz powie, że jest panem własnego losu. Zabije, zabije na miejscu. Spalił do końca fajkę i zerknął jeszcze raz na papiery. Poczeka jeszcze z dwa dni, poukłada sobie wszystko i pójdzie z nimi do Granger. Przecież nie będzie odwalał całej roboty sam. A teraz zajmie się o wiele przyjemniejszymi sprawami. Semena powinna być jeszcze u siebie w biurze… Z resztą za moment to sprawdzi… Uśmiechnął się do siebie i poprawił krawat.

- Semeno, pozwól do mnie na sekundę!- Krzyknął, zacierając ręce. Po chwili w jego gabinecie pojawiła się długonoga blondynka o zielonych oczach. Uśmiechnął się do niej delikatnie i wskazał miejsce na swoich kolanach. No… Może troszkę dłużej niż sekundę…

~~*~~

Słuch płatał jej figle. Była tego więcej niż pewna. To było nie możliwe. Spojrzała w górę i mimowolnie jęknęła cicho. Towarzysz przysiadł się obok niej na krawężniku i wpatrywał się w rozsypany proszek, który powoli się rozmakał i trafiał do ścieków.

- Jestem z ciebie dumny…, Choć myślałem, że z tym skończyłaś.- Westchnął cicho chłopak i spojrzał na Hermionę. Jednak ta uparcie obserwowała punkt daleko przed nią.- Wiesz, że to nie koniec świata? Znam Smoka… Nie jest brutalem, nie odbierze ci syna, jednak nie da spokoju. Nie możesz za każdym razem tak gwałtownie reagować i dawać mu tej jego chorej satysfakcji.

- Blaise…- Załkała cicho. Łzy mieszały się z deszczem. Miała zaróżowione policzki i sine usta.- Musisz mi pomóc. To będzie złe, jednak to jest jedyne rozwiązanie.- Spojrzała na zdezorientowanego przyjaciela i uśmiechnęła się do niego.- Zawsze mi pomagałeś, jesteś takim cichym aniołem stróżem.

- Granger, nie strasz mnie, bo zaczynasz mówić jak jakaś nawiedzona psychopatka z dramatu.- Zażartował.- Ale czegóż to ode mnie wymagasz? Ostrzegam, że nie zabiję go, ani nie podam śmiertelnej trucizny.- Powiedział grobowym tonem, a Hermiona uśmiechnęła się szerzej.

- Musimy sfałszować wyniki ojcostwa Eryka.- Powiedziała spokojnie, a Blaise popatrzył na nią jak na idiotkę. Cierpliwie czekał, aż Hermiona wykrzyknie, że żartowała czy coś. Jednak ona nadal spokojnie siedziała obok niego i nie ruszyła się nawet milimetr.

- Chyba sobie żartujesz… Nie ma mowy Hermiono.- Popatrzyła na niego zawiedzionym wzrokiem.- Nie ma mowy. Chcesz żebyśmy wylądowali w Azkabanie. Nie patrz tak na mnie. Za fałszowanie dokumentów jest kara 2 lat pozbawienia wolności. Musisz wymyśleć, co innego.- Ucichł, ale po chwili dodał.- Pamiętaj, ze to też mój przyjaciel. Nie chcę go skrzywdzić.

- Skrzywdzić? A co on zrobił mi? A z resztą… On ma córkę! I chcę w dodatku jeszcze mojego synka.- Hermiona schowała twarz w dłoniach, a Blaise zachichotał złośliwe, na co Granger poderwała się na równe nogi. – I z czego ty się śmiejesz!?

- A z tego, że Dracze nie ma córki. Oj Miona, Miona… Wracamy do domu, bo Potter sobie nie poradzi na dłuższą metę z tymi urwisami. Chodź.- Pociągnął ją i teleportowali się do pokoju Hermiony.

~~*~~

Draco Malfoy wiedział, że wszyscy uważają go, za, ale mu to nie przeszkadzało. On był ponad to, on był arystokratą z rodu od wieków nieskalanego „szlamem”. Draco Malfoy wiedział, że kiedyś całkowicie zobojętnieje i zapomni jak to jest czuć ból; w końcu czas leczy rany.. Mógł sobie na to pozwolić, mógł sobie pozwolić na wszystko, bo w jego żyłach płynęła czysta krew. A jednak nie przewidział, że będzie mu zależeć na jego synu…
 Z pracy wyszedł o godzinę później niż zamierzał. No, ale bynajmniej się opłacało.
Czy żałował? Oczywiście, że nie. Wyrzuty sumienia od dawna przestały go gryźć.
Ścisnął mocniej teczkę w dłoni. Dlaczego nie ma dzisiaj pozałatwiać wszystkich spraw? Przecież dokumenty ma przy sobie i ma okazję podręczyć Granger, więc dlaczego nie?

~~*~~

- Wygrałem.- Powiedział dumnie blondas, wpatrując się w szaroniebieskie oczy swojego ojca. Draco mimo wszystko poczuł dumę. Jego syn… Jak to dziwnie brzmiało. Nawet w jego myślach. A jednak, miał syna i było on cholernie inteligentny, sprytny i przebiegły jak on. Miał dopiero 11 lat, a mógł z nim rozmawiać o musztrze wojskowej czy, o słodki Salazarze, taktykach Quddicha. Teraz grali w Maginiera. Grę, która opierała się na logistyce i taktyce. No i Eryk był obłędny. Nikt jeszcze z nim w to nie wygrał, ale on postanowił utrzymywać pozory zwycięstwa.

- Ty się Małolacie tak nie szczerz, bo dałem Ci wygrać.- Powiedział ciepłym głosem i poczochrał „Małotala” po włosach. Po chwili obydwoje usłyszeli huk i chichot małego Potter’a. Draco spojrzał w tamtą stronę i uśmiechnął się ironicznie.
Harry  rozwścieczył się widząc zachowanie Dracona, wyszedł do kuchni zrobić sobie herbaty. Jednak w tej swojej złości nie trafił tyłkiem na wysoki  stołek kuchenny i w efekcie przywitał się z bardzo „mięciutką” posadzką obłożoną kafelkami.

- Jak już skończyłeś randkować z podłogą to chodź zagrać ze swoim synem przeciwko nam.- I tu spojrzał w stronę Eryka, który poddał rękę swojemu sojusznikowi. Harry podniósł się z ziemi i zwrócił się do Jamesa.

- Zmieciemy ich, synu.- Malec pokiwał energicznie głową, co dwóch Malfoy’ów skwitowało śmiechem.

~~*~~

- No, co Potter? Wymiękasz?- Podjudzał blondyn. Grali już dobrą godzinę, podczas, której Harry ze wszystkich sił próbował obmyślać najrozmaitsze taktyki, co delikatnie mówiąc nie wychodziło mu najlepiej.

- Nigdy, Malfoy.- I wystawił musztrę przeciwko małemu oddziałowi blondynów. Eryk bez namysłu podjechał dwoma czołgami i zmiótł musztrę wujkowi.

- I ty Brutusie, przeciwko mnie?- Zapytał zbolałą minią chrześniaka

- On jest Malfoy, a nie Brutus, Potter. No i nie potrzebuje do obmyślania strategii.

Podsumowując tą znakomitą grę, biel pokonała czerń. Malfoy’owie przybili sobie piątkę, na, co Potter mruknął „ja się tak nie bawię” i wrócił do kuchni po następną herbatę. Po chwili wrócił do salonu i zwrócił się do Malfoy’a.

- Zostaniesz z nimi chwilę? Ja muszę coś załatwić?- Draco skinął głową i wrócił do obmyślania taktyki. Drużyny się pozmieniały. Teraz Eryk grał z Jamesem przeciwko niemu. Grę czas zacząć!

~~**~~
Od dawna planował swoją małą zemstę. Nienawidził Snape’a za, to, że wiecznie go wyśmiewał. Teraz mu pokaże, kto jest górą! Wiedział, że teraz jest na zebraniu wraz z Dumbledorem i resztą. No nic będzie ciekawiej. Uśmiechnął się do siebie i ruszył do gabinetu dyrektora Hogwartu.

Gabinet Dyrektora. Profesor Severus Snape w konwersacji z panem…

- Potter, ty idioto! Ja jestem wyrozumiały, ale dla twojej głupoty już brak mi kategorii!

- No, ale Sevcio… Ja nie żartuję! Naprawdę jesteś cholernie przystojny…  Mrrau… I tylko ty się tak cholernie serownie rumienisz, gdy ci o tym mówię…!

Potter biedulka urządzał takie cyrki Snape’owi już od godziny.  Zrujnowany psychicznie nietoperz miał już odruchy wymiotne i całą siłą swojej cieniuteńkiej woli powstrzymywał się, żeby nie wrzucić avadą w Złote Dziecko. Profesor Dumbledore stwierdził, że jest to nadmierny stres w pracy, ale i przemęczenie maiło tam swój wkład. A reszta towarzystwa? McGonagall Polazła klepać bajer z Weasly’em. Tonks urwała się z Lupinem,  a dyrektor jak na niego przystało uzupełniał papierki, całkowicie ignorując pozostałą dwójkę.

- Snapcio… Czy mogę dotknąć twych przetłuszczonych do granic możliwości włosów…? Są taakie intrygujące…- Potter w dalszym ciągu robi l maślane oczy do Snape, a ten dostawał napadu padaczki.

-Potter, goń się! I odwal się od moich włosów! Ty jesteś psychicznie chory!
(magiczny całus przykleił się do polika Severusa)

- Sevciu, ale tylko z tobą i tylko na twój widok. – Potter mówiąc to usiadł okrakiem na kolanach Severusa, chcąc cmoknąć go w usta.

- Potter, tobie naprawdę coś zaszkodziło!- wykrzyknął przerażony Mistrz Eliksirów, usiłując zepchnąć potencjalnego adoratora z kolan. Jednak bez rezultatu.

- Severusku, czy ja czuję uwypuklenie w twoich…- Snape zdecydowanie nie chciał żeby Harry kończył to zdanie. Chciał wstać z krzesła, jednak z Potterem na kolanach okazało się trudniejsze niż przypuszczał. Poleciał więc na podłogę, a na niego upadł zdziwiony Ten- Który- Przeżył- By- Podniecać- Snape’a.

- Spodniach.- Dokończył nieziemsko zadowolony Harry.- Jeśli ci tak śpieszno to mam wolne dormitorium. Potter serownie oblizał wargi i wolnym ruchem dłoni zmierzał do rozporka Postrachu Hogwartu. Ten z kolei nie wytrzymał napięcia i uciekł z krzykiem. Harry wstał z ziemi, otrzepał szatę z niewidzialnego kurzu i mruknął patrząc w stronę drzwi.

- A masz ty przebrzydły Nietoperzu, to za te wszystkie lata upokorzenia.- Po chwili odwrócił się w stronę dyrektora i powiedział.- Przykro mi, że musiał to dyrektor oglądać, a teraz idę dokończyć dzieła.- I wyszedł.

~~*~~

- Seeevcio! Kochanie, jak możesz mnie tak ignorować… Nooo… Błagam cię… Najsexowniejsze Nietopeziątko pod słońcem!

- Potter, na Merlina, leczyć się! Ja się na to nie zgadzam!- Sev chował się przed Potterem w Wielkiej Sali zza jednych z filarów. Wybraniec dzielnie szukał swojego kochanka.

-Znaczy, Słońce możemy się zapisać na terapię przed małżeńską- Bliznowaty zatrzepotał rzęsami i przyciągając do siebie znalezionego Snape’a, wymruczał- Wiesz kotku? Zaczyna mi się podobać ta gra.- Zapiszczał Złoty Chłopiec.-Jak tam? Czy stan w który cię wprowadziłem u dyrektora już cię opuścił? Sevcioo,- Harry spojrzał w przerażone oczy Snape.- A mogłem ci pomóc. Mistrz Eliksirów zarumienił się dziko i chciał uciec, lecz zagrodził mu drogę.- Słonko, to się nie ma, czemu wstydzić. Tylko po prostu mi cię szkoda.- Harry chciał cmoknąć go w usta, lecz ten wyrwał się uciekł krzycząc:

- Już nigdy się do mnie nie zbliżaj Potter! Ja już wolę wszystkie Cruciatusy tego świata niż twoje towarzystwo!

Harry nonszalancko oparł się o ścianę i uśmiechnął się ironicznie. Ooo tak, zemsta jest słodka. Zmierzwił sobie włosy jeszcze bardziej niż dotychczas i udał się do pokoju gdzie czekali na niego Malfoy’owie i James.

~~*~~

Gdy wszedł do pokoju rozległ się krzyk pełen euforii i radości. Nagle James rzucił mu się na szyję i wykrzyczał:

- Wygraliśmy!- Potter uśmiechnął się szeroko i przytulił mocniej syna.

- Super! A gdzie ten biedny przegrany?

-Siedzimy w salonie. Chodź…- Potter rozsiadł się na kanapie i próbował wyciszyć i nagle wszystko się stało bardzo szybko. Wszyscy w czwórkę usłyszeli trzask teleportacji zduszony jęki i krzyk Granger’ówny.


- Co tu się do cholery dzieje?!